s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Starym zwyczajem wszyscy wzięli się za ręce, a Geoffrey
udzielił zebranym błogosławieństwa. Sloan ujął wielką ręką
małą dłoń Diny, która z trudem panowała nad sytuacją. Serce
biło jej coraz szybciej. Czuła ciepło promieniujące z ciała
mężczyzny. Wydawało jej się, że modlitwa Geoffreya wlecze
się w nieskończoność. Nie wytrzymała napięcia i delikatnie
wysunęła dłoń z ręki Sloana.
W końcu posiłek się rozpoczął. Toczono rozmowy na różne
tematy - o pogodzie, wędkarstwie, chorobach krów i dzieci.
- Witaj - powiedział Sloan, przechylając się lekko w stronę
Diny.
- Jak się masz? - zapytała uprzejmie.
- Trudno powiedzieć - rzekł, uśmiechając się smutno. - To był
wyjątkowo trudny tydzień. Ciągle przypominałem sobie rzeczy,
o których nie powinienem myśleć.
Spojrzeli sobie w oczy. Dina zarumieniła się. Z opresji
wybawiła ją Nonna.
RS
125
- Wiesz, o czym zapomniałyśmy porozmawiać? - spytała,
przykładając swoją kościstą dłoń do serca.
- O czym? - zainteresowała się wnuczka.
- O muzyce. Co byłoby najodpowiedniejsze na mój pogrzeb?
A może ty, kochanie, coś zaśpiewasz?
Dziewczyna spojrzała na babcię ze zdumieniem.
- Ale nie wiem, czy będę umiała - broniła się, czując na sobie
wzrok Sloana. - W każdym razie powinnaś wybrać ulubioną
pieśń. Pomogę ci. Mamy na to mnóstwo czasu - dorzuciła.
Sloan poparł słowa Diny. Był urzeczony jej zachowaniem
wobec najbliższych. Jest taka zaradna, uczynna i kochająca,
pomyślał. Tyle w niej ciepła i dobroci. Ze świecą szukać drugiej
takiej kobiety. Ale czy rzeczywiście jest taka cudowna? Bywa
uparta i zawzięta. Robi tylko to, co jej sprawia przyjemność.
Jedno jest jasne. Ona doprowadza mnie do szaleństwa.
Najchętniej pocałowałbym ją tu i teraz, pomyślał.
Dina nadal rozmawiała z Nonną. Sloan popatrzył na innych
biesiadników. Pan Dorelli był ożywiony bardziej niż zwykle.
Wyglądał na zadowolonego. Tony i jego ojciec byli nieobecni,
więc ogłoszenie zaręczyn nie wchodziło w grę. Sloan
przypomniał sobie piątkowy wieczór na koncercie
dobroczynnym. Dina i Tony wydawali się szczęśliwi. Sloan czuł
się coraz bardziej nieswojo.
Na deser podano domowy budyń z bitą śmietaną oraz tort W
pewnej chwili pan Dorelli uniósł kieliszek z winem i poprosił o
ciszę.
- Chciałbym wam coś obwieścić - oświadczył, uśmiechając
się szeroko. Popatrzył na drugi koniec stołu w stronę Diny, a
następnie przebiegł wzrokiem po wszystkich zebranych.
Sloan odłożył widelczyk do tortu i zacisnął dłonie w pięści.
- W końcu w naszej rodzinie odbędzie się ślub - kontynuował
pan Dorelli. Jego twarz spoważniała. Przez chwilę patrzył na
córkę, a następnie jego wzrok spoczął na Normie.
- Mamo - zaczął i wzniósł kieliszek. - Pozwól, że...
RS
126
- Nie - przerwał mu nagle Sloan.
Oczy wszystkich obecnych skierowały się na niego, więc
wstał i zwrócił się do pana Dorellego:
- Dina nie poślubi nikogo innego, tylko mnie - oświadczył,
rzucając dziewczynie szybkie spojrzenie. Jej śliczna twarz stała
się teraz pąsowa.
- Jeśli chcesz kontynuować przemowę, to bardzo proszę, ale
gdy ja skończę mówić. Byłem pierwszy - powiedział wyniośle
starszy pan.
Sloan jednak nie rezygnował. Wziął głęboki oddech i
powiedział:
- Ona nie może poślubić Tony'ego! Nie kocha go! A
właściwie kocha, ale tylko jak brata czy kuzyna. To nie jest
uczucie, jakim się darzy przyszłego męża. Dina pała miłością do
mnie - oznajmił i odwrócił się do speszonej dziewczyny. - Tony
nie kocha jej tak, jak ja - dodał i zrobił krótką przerwę. -
Kocham cię, wiesz o tym - powiedział, pochylając się lekko nad
swoją wybranką.
Dina spojrzała na niego. Miała uroczysty wyraz twarzy. Sloan
uśmiechnął się. Poczuł w sobie wzbierającą falę miłości do tej
kobiety, która wniosła w jego życie ciepło, radość i namiętność.
Chwycił ukochaną za rękę i pociągnął ku sobie. Wszystkie
oczy były na nich zwrócone.
Lupe stanęła w drzwiach jadalni i otworzyła usta ze
zdziwienia.
- Musisz za mnie wyjść - powiedział Sloan do Diny. - Bez
ciebie jestem nieszczęśliwy, a moje życie traci sens. Myślę o
tobie dniem i nocą. Wciąż tęsknię za tobą.
- Och, Sloan! - szepnęła Dina, promieniejąc szczęściem.
- Wypowiadaj tak moje imię przez pięćdziesiąt lat, a będę
czuł się wybrańcem losu.
- Dobrze - obiecała dziewczyna.
Sloan odprężył się trochę. Dina zwróciła wzrok ku ojcu, który
obserwował ich z surowym wyrazem twarzy.
RS
127
- Tato, kocham Sloana i chcę go poślubić,
Sloan ujął dziewczynę za rękę i zwrócił się do pana
Dorellego:
- Prosimy o błogosławieństwo.
Czekali w napięciu na odpowiedz starszego pana.
- Cóż, myślę, że i tak byście się pobrali bez względu na moją
opinię, prawda? - droczył się ojciec Diny.
- Tak - odpowiedzieli zgodnie.
- Udziel im wreszcie tego błogosławieństwa i skróć ich męki -
rozkazała synowi Nonna.
Ku zaskoczeniu wszystkich pan Dorelli uśmiechnął się do
pary zakochanych.
- Macie moje błogosławieństwo - oświadczył. Po czym
wzniósł toast kieliszkiem wina. Przy stole zapanowała ogólna
radość.
Sloan stwierdził, że jest to właściwy moment, i delikatnie
ucałował Dinę.
- A teraz, proszę, usiądzcie, bo chciałbym wreszcie coś
obwieścić - zwrócił się do zakochanej pary starszy pan.
Gdy Sloan i Dina usiedli, pan domu po raz drugi wzniósł
kieliszek i powiedział:
- Camilla zgodziła się zostać moją żoną. Chcemy się pobrać
jak najprędzej. Nie jesteśmy tak młodzi, jak niektórzy z was.
Prosimy cię o błogosławieństwo - zwrócił się w stronę Nonny.
- A więc chodzi o pannę Pettibone? Ma na imię Camilla? -
dziwiła się babcia Diny.
Wnuczka porozumiewawczo szturchnęła staruszkę.
- Błogosławię was i życzę wam szczęścia - powiedziała
uroczyście seniorka rodu.
- Za szczęście - wzniósł toast Sloan.
To samo zrobili inni, gratulując panu Dorelli i jego przyszłej
żonie.
Nowina ta bardzo ucieszyła Dinę. Lubiła i szanowała pannę
Pettibone. Uważała, że ojciec dokonał właściwego wyboru.
RS
128
Czuła się bardzo szczęśliwa, ale miała też trochę żalu do Sloana,
że nie powiedział jej wcześniej o swoich uczuciach. Co więcej,
sprawiał wrażenie, że w ogóle nie traktuje jej poważnie. Aż tu
nagle przed całą rodziną oznajmił, że ją kocha i chce poślubić.
Muszę z nim porozmawiać. Jest dużo rzeczy do wyjaśnienia,
pomyślała.
Sloan, jak gdyby czytał w jej myślach, zaczął się tłumaczyć:
- Zrobiłem to, bo byłem zdesperowany. Myślałem, że ty...
Zresztą to już teraz nie jest ważne. Porozmawiamy pózniej. Czy
przyjedziesz do mnie po obiedzie? Możemy spędzić noc na
ranczu, a rano pojechać do Denver.
Rodzinne spotkanie przeciągnęło się do zmroku. Dopiero
wtedy odjechali ostatni goście.
- Z nim na pewno będziesz miała silne i zdrowe dzieci -
powiedziała Nonna, zwracając się do Diny po włosku. - Nie
zwlekaj z tym zbyt długo. Chcę zobaczyć przynajmniej jednego
dzidziusia, zanim umrę - dodała,
- Potomek będzie za dziewięć miesięcy - wtrącił się Sloan.
Zaskoczona Dina spojrzała na niego.
- Znasz włoski? - spytała.
- Tak, trochę.
Nonna zarumieniła się ze wstydu.
- Masz nauczkę. Nie trzeba było mówić takich rzeczy - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl