s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nigdy nie zabrał ze sobą na północ kobiety, więc ona musi dla niego coś znaczyć.
- Nie miał wyjścia, zmusiły go do tego okoliczności - odparł oschle Tony.
- Tarapaty, w jakich się znalazł, przemawiały raczej za tym żeby ją
zostawić. Kapujesz? - Janie wiedziała wszystko, miała lepsze dojścia do
informacji niż NASA.
- Zastanowię się.
- Zastanów się lepiej nad tym, co robi teraz twój kuzyn, bo pewnie zapija
się gdzieś na śmierć. Chcesz mieć go na sumieniu?
- Matko, nie musisz tak dramatyzować.
- Tak wygląda prawda. Założę się z tobą o niebotyczną dla mnie sumę
pięciuset dolarów, że jeśli zrobisz, to co powinieneś, to oboje dostaniemy
zaproszenia na ich ślub.
- Cholera!
Janie wiedziała, że Tony się zastanawia, zaczyna wierzyć, że to co mu
powiedziała, było prawdą.
- Powiedz jej gdzie jest, zgoda?
Tony poczuł się jak między młotem z kowadłem. Kiedy Zoe weszła do jego
gabinetu, siedział zgarbiony. Był w fatalnym humorze.
Spojrzał na nią i napotkał na promienny uśmiech, który idealnie pasował
do jej pięknej twarzy i całej reszty jej idealnego wizerunku.
- Tak sobie pomyślałem - powiedział - że może Nick nie będzie miał nic
przeciwko temu, żebym ci powiedział, gdzie jest.
Nie wiedziała, jak mu dziękować. Jej radość dodawała jej jeszcze uroku,
tak że Tony pomyślał, że gdyby nie Nick, sam spróbowałby u niej swoich szans.
- Zadzwonię do Jerry ego Dolana - powiedział, sięgając po telefon. -
Podrzuci cię tam. Sam bym to zrobił, ale muszę być dziś po południu w sądzie.
ROZDZIAA 43
Nick na początku zignorował dzwięk zbliżającego się samolotu. Miejsce, w
którym się znajdował, było rajem dla wędkarzy i często zdarzało się, że turyści
wynajmowali samoloty i przylatywali tu korzystać z bogatych w ryby wód.
Niepokój pojawił się, dopiero gdy maszyna zaczęła schodzić do lądowania.
Nick pośpiesznie ruszył do chaty po lornetkę i strzelbę.
Z ganku obserwował jak samolot opadł na wodę i przybijał do pomostu.
Wyglądało na to, że został wypożyczony w miejscowości wypoczynkowej leżącej w
pobliżu Ely, ale to jeszcze nic nie znaczyło. Każdy, wróg czy przyjaciel, mógł go
wynająć. Nick nie sądził jednak, żeby miał jeszcze jakichś wrogów, a nawet jeśli
miał, to ktoś, kto miałby złe zamiary, nie poczynałby sobie tak zuchwale.
- Hej, Nick! - Jerry Dolan machał do niego z pomostu. - Przywiozłem ci
towarzystwo.
Nick również pomachał, ale nie ruszył się ani na krok i wciąż ściskał w
ręku broń.
Kiedy Zoe wyszła z kabiny na pływak, z wrażenia przetarł oczy,
stwierdzając, że chyba wypił sporo za dużo. Uśmiech, który mu posłała, rozwiał
jednak wszystkie wątpliwości. Upuścił strzelbę i jednym susem pokonał schody.
Kiedy zobaczyła, że ruszył w jej kierunku, Zoe również zaczęła biec.
Spotkali się w połowie pokrytego mchem zbocza, zatrzymując się
gwałtownie, oboje niepewni, jak powinni się zachować.
- Miłe towarzystwo - szepnął, odzywając się pierwszy.
- Niełatwo było cię znalezć. Musiałam przekonywać twojego kuzyna, że
jestem niegrozna.
- Chyba nie do końca - uśmiechnął się. - Jesteś głównym zródłem mojego
rozgoryczenia.
Jej twarz promieniała.
- Naprawię to, jeśli mi pozwolisz.
- Proszę bardzo.
Otworzył ramiona. Kiedy się w nie wtuliła, otaczający ich świat przestał
istnieć.
Jerry Dolan widział, co się dzieje i nie chciał im przeszkadzać. Wypakował
bagaże Zoe, krzyknął coś na pożegnanie i wystartował.
- Jak długo możesz zostać? - zapytał Nick, kiedy samolot zniknął w
przestworzach.
- Dopóki się mną nie znudzisz.
Na jego twarzy pojawił się rozbrajający uśmiech.
- Aż tak długo?
- Aż tak. Od jakich atrakcji zaczniemy mój pobyt?
- Głupie pytanie. - Przycisnął swoją nabrzmiałą męskość do jej brzucha.
Uniosła delikatnie brwi.
- Tutaj?
- Nie, nie tu. Chyba się starzeję - żartował. - Podaj mi swój bagaż, pokażę
ci moją sypialnię.
Ruszyli razem w stronę pomostu, a następnie z torbami w górę zbocza.
- Słyszałam, że nie masz tu ani telewizora, ani światła. Czy jesteśmy na
końcu świata?
- Dla mnie to kawałek nieba na ziemi - spojrzał na nią - zwłaszcza teraz,
kiedy ty tu jesteś. I nie martw się o telewizor, zapewnię ci inne rozrywki.
- Całe szczęście, bo nie wzięłam baterii do wibratora.
Rzucił jej krótkie, rozpalone spojrzenie.
- Skarbie, nie będziesz go potrzebować.
- Zwietnie - zerknęła na niego bokiem. - I tak na wszelki wypadek
przywiozłam gumki.
- Mam nadzieje, że nam wystarczy, tęskniłem za tobą jak wariat, ale nie
martw się, już mi nie odbija. Właściwie jestem tu bardzo wyciszony.
Wyglądał na rozluznionego. Nawet jego głos i uśmiech były inne. Było w
nim mniej buty i pewności siebie, a więcej chłopięcego uroku. Zoe przepadła
jednak już w pierwszej chwili, kiedy zobaczyła go stojącego na ganku w
sportowych szortach i koszulce bez rękawków. Bijące od niego siła i piękno nie
pozwalały mu się oprzeć bez względu na to, czy zachowywał się jak zarozumiały
dupek, czy nie.
Od dawna nie ścinał włosów. Jego ciemne, zwichrzone loki były dłuższe,
tak że musiał zakładać je za uszy.
- Zapuściłeś włosy - rzuciła. Jej mózg nie działał normalnie i nie była w
stanie zatrzymywać swoich myśli dla siebie.
- Rozleniwiłem się. Zetnę je, jeśli chcesz.
"Jesteśmy jak Samson i Dalila" pomyślała, ale miała jeszcze tyle rozumu,
żeby nie powiedzieć tego na głos. Stwierdziła, że bardzo miło z jego strony, że to
zaproponował.
- Wyglądasz bardzo dobrze - odpowiedziała grzecznie, powstrzymując się
od podzielenia się z nim tym, co myślała o jego seksownym, męskim, silnym ciele,
które wyglądało jak z obrazów Caravaggia.
- Altana - rzuciła, wskazując na nowo powstałą konstrukcję, którą minęli
po drodze. - Napracowałeś się ostatnio. - Widać było, że budowla jest świeża, a w
powietrzu unosił się zapach drewna.
- Pamiętam, że polubiłaś altanę przy moim domu w Kanadzie, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]