s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Młodzi, starzy, mężczyzni, kobiety, dla mnie to bez różnicy, ja mogę z
każdym... Ja tu jestem najlepszy..." Mimo iż miała swoje własne
doświadczenia, a także wiedzę pielęgniarską, nigdy nie myślała, że mogą
istnieć tacy mężczyzni jak Lucjusz. Mężczyzni, którzy potrafią swój seks
tak ustawić, że działa na każde zawołanie, także jako środek do osiągania
różnych oportunistycznych celów. Zastanawiała się, jak do tego doszło, że
Lucjusz stał się takim człowiekiem. Przeraziła ją sama myśl, jak wiele
musiał przecierpieć, zanim się do tego stanu doprowadził. Miał tyle zalet:
urodę, inteligencję, zdrowie, młodość. A jednak nie miał niczego, był
wyzuty ze wszystkiego, wewnętrznie pusty.
Neil wziął inicjatywę w swoje ręce i wymusił na niej, że przyznała się do
postępowania, którego motywów sama jeszcze do końca nie rozumiała.
Znała Neila dość długo i blisko, ale go nigdy nie podejrzewała o wrodzoną
siłę ducha. Nie postrzegała go jako silnego mężczyzny - a jednak był nim.
Był twardy. Niech Bóg ma ją w swojej opiece, jeśli ten mężczyzna ją
kochał, a ona obróciła tę miłość na nice. Aagodne niebieskie oczy Neila
lśniły niczym dwa kawałki lapis-lazuli.
Michael działał na nią nie tylko silnie, ale także jakby niezależnie od jej
woli. Gdy sobie to uświadomiła, doznała szoku. Nie umiała jeszcze
nazwać tego, co czuje, a już miała do niego ogromną słabość i na jego
widok serce gwałtowniej biło. Nigdy przedtem niczego takiego nie
odczuwała, nawet wtedy, gdy przeżywała najdziksze zrywy spełnionej do
końca miłości. Gdyby Michael objął ją i pocałował, pociągnęłaby go za
sobą na podłogę i kochała się z nim jak goniąca się suka...
Kiedy znalazła się w swoim pokoju, tęsknym wzrokiem spojrzała na górną
szufladę biurka. Zmusiła się jednak siłą woli, by leżącą tam buteleczkę
nembutalu zostawić w spokoju. Wprawdzie po południu zażyła tabletkę,
ale wtedy było to absolutnie konieczne. Nie mogła spędzić tego
popołudnia bezsennie. Musiała odzyskać równowagę, inaczej nie byłaby w
stanie wrócić na oddział. Taka mała kuracja szokowa... Na szczęście miała
już ten szok za sobą, nawet jeśli potem doszło do nowych szokujących
przeżyć. Zrobiła, co do niej należało: wróciła na oddział, a raczej do tego
koszmaru, jakim stał się teraz oddział X.
Neil miał oczywiście rację mówiąc, że to w niej nastąpiła zmiana. Tak
było! Stało się to przez Michaela i bardzo zle się odbiło na pacjentach.
Miała przeczucie, że nastąpią jakieś kłopoty. Jaka była głupia łącząc je
134
z oddziałem i pacjentami, gdy w rzeczywistości to wszystko działo się w
niej. I dlatego trzeba temu położyć kres. Musi z tym skończyć, musi...
musi... musi! "O, Boże! - myślała. - Jestem szalona, tak samo nienormalna
jak ci, którzy przeszli przez oddział dziesiąty. Co mam począć? Dokąd się
teraz udać? O, Boże! Dokąd? Dokąd?"
Na podłodze w rogu była plama. Kiedyś wylała tam niechcący butelkę
nafty do lampy. Pamiętała, że bardzo się tym wówczas przejęła. Plama
wciąż tam była, stanowiąc przykre przypomnienie, jaka z niej niezdara.
Wzięła wiadro, szczotkę i na czworakach tak długo szorowała plamę, aż
deska odzyskała dawną biel. Ale teraz reszta podłogi wydawała się brudna
w porównaniu z tym miejscem, a więc szorując kawałek po kawałku
posuwała się naprzód, aż cała podłoga była mokra, czysta i biała. Od razu
poczuła się lepiej. Wysiłek podziałał lepiej niż nembutal. Po takim
zmęczeniu od razu zaśnie.
Rozdział Osiemnasty.
Mówię wam, że z nią się dzieje coś złego - upierał się Nugget. Drżał na
całym ciele. - O rany, jak ja się fatalnie czuję... - Kaszlał z samego dna
płuc. Odchrząknął i splunął przed siebie, trafiając z zadziwiającą
dokładnością w pień palmy za plecami Matta. Siedzieli w szóstkę w kółku
po turecku na plaży. Byli nadzy. Gdy się patrzyło na nich z pewnej
odległości, wyglądali jak pierścień złożony z małych, brązowych,
nieruchomych głazów ustawionych z rozkazu jakiejś wyroczni albo dla
spełnienia rytuału. Dzień był cudowny, ciepły, ale nie upalny, w powietrzu
nie czuło się wilgoci. Mimo tak kusząco pięknej pogody mężczyzni byli
odwróceni plecami do morza, piasku i palm. Patrzyli w środek koła, na
siebie.
Przedmiotem ich dyskusji była siostra Langtry. Naradę zwołał Neil i
wszyscy poważnie się w nią zaangażowali. Matt, Benedykt i Lucjusz
uważali, że siostra jest w złej kondycji fizycznej, natomiast pod innymi
względami nic jej nie brakuje. Nugget i Neil byli jednak zdania, że z
siostrą w ogóle dzieje się coś złego. Jedynie Michael, gdy go pytali o
opinię, odmawiał odpowiedzi, co okropnie wściekało Neila.
135
Neil zastanawiał się, kto z nich mówi szczerze. "Wciąż na nowo
przetasowujemy teorie na temat jej ewentualnych chorób, począwszy od
skórnych po malarię i choroby kobiece, jakbyśmy naprawdę wierzyli, że to
tylko jej ciało jest chore - mówił sobie w duchu. - Ja zaś nie mam odwagi
zasugerować im, że przyczyną może być coś innego. Chciałbym zniszczyć
Michaela, ale na razie nie udało mi się znalezć w nim żadnego słabego
punktu. On jej wcale nie kocha... a ja ją kocham... Czy to jest słuszne i
sprawiedliwe, żeby do tego stopnia zasłonił mnie w jej oczach, że już mnie
wcale nie dostrzega? Dlaczego on jej nie kocha? Mógłbym go zabić za
krzywdę, jaką jej wyrządza..."
Rozmowa się nie kleiła. Jej uczestnicy tylko szarpali się ze sobą, co jakiś
czas przerywając dyskusję i pogrążając się w milczeniu. Byli
zaniepokojeni, gdyż siostra wiele dla nich znaczyła, a nigdy przedtem nie
zdarzyło się, by musieli się o nią z jakiegokolwiek powodu martwić. Była
dla nich jedynym oparciem, zbawczą skałą w morzu trapiących ich
niepewności. Przywiązali się do niej. Tylko ona potrafiła uśmierzać
szalejące w nich burze i przywracać im spokój. Bez końca mogli
wymyślać dla niej określenia i nazwy, posługując się przy tym metaforą
mającą odrealnić te słowa i nadać im poetycki wydzwięk. Nazywali ją
swoim drogowskazem, który świeci w ciemności, madonną, opoką,
ogniskiem domowym i wspomożeniem cierpiących. Każdy z nich miał
jakieś związane z nią wspomnienia i pojęcia odnoszące się tylko do niego
samego i stanowiące jego osobisty, indywidualny powód do kochania jej.
Dla Nuggeta była jedyną poza matką osobą, która się o niego troszczyła i
przejmowała jego cennym zdrowiem. Gdy został przeniesiony z oddziału
chorób wewnętrznych na oddział X, zarówno chorzy, jak i personel
oddziału, który opuszczał, dali głośny wyraz swojej wdzięczności losowi i
zadowolenia z tego powodu. W tym ruchliwym, smrodliwym i hałaśliwym
świecie nikt nigdy nie miał czasu go wysłuchać. To go zmuszało do
mówienia wiecznie podniesionym głosem i domagania się uwagi. Był
chory, a oni wcale nie chcieli w to wierzyć. Gdy przybył na oddział X,
cierpiał z powodu strasznego bólu głowy. Nie była to jedna z jego częstych
migren, ale bolesne napięcie mięśni, które odczuwał równie silnie jak
migrenę, choć ból był nieco inny. Siostra Langtry usiadła wtedy na brzegu
jego łóżka i słuchała z uwagą, jak opisywał z detalami, jaki rodzaj bólu
odczuwa. Okazała mu wiele zainteresowania i troski. Im bardziej lirycznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]