s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wpatrywali się w skłębione metry koronki i satyny.
- Jest aż pożółkła ze starości - szepnęła Cassie, delikatnie
dotykając miękkich fałd. - Sądząc po fasonie, pochodzi z końca
dziewiętnastego wieku. Materiał trochę się strzępi, gdzieniegdzie
widać rozdarcia, ale mimo to jest przepiękna.
Nie podzielając zachwytu Cassie, Justin podniósł suknię z łóżka
i potrząsnął nią. Nie, nic się w nią nie zaplątało.
- Może kot ją przytaszczył? - zamyśliła się Cassie. Wiedziała, że
to mało prawdopodobne, ale żadne inne wytłumaczenie nie
przychodziło jej do głowy. - Może wisiała w szafie, a on ściągnął ją z
wieszaka...
- I przytargał do ciebie na łóżko? - spytał drwiącym tonem
Justin.
- To bardzo duże kocisko.
Odruchowo spojrzeli za siebie: kot siedział na podłodze,
pochłonięty myciem łapy. Faktycznie był olbrzymi.
- Fizycznie dałby radę... - Cassie westchnęła ciężko. - Ale masz
rację: po co by to robił? Chociaż...
- Nawet gdyby przytaszczył suknię, to czy też otworzyłby
drzwi?
Justin cisnął suknię z powrotem na łóżko, po czym zaczął
przemierzać pokój. Wyciągał szuflady, zaglądał do szaf.
126
RS
- Jak myślisz, co się stało? - spytała Cassie, wodząc za nim
wzrokiem.
- Nie mam zielonego pojęcia. Niczego nie widziałaś? Nie
słyszałaś?
- Tylko kota, kiedy nagle syknął.
Nogi miała jak z waty. Na wszelki wypadek usiadła. Serce wciąż
waliło jej jak młotem - uczucie strachu jeszcze nie ustąpiło.
Dostrzegłszy w lustrze swoje odbicie, wykrzywiła wargi. Na ekranie
wystraszone heroiny zawsze wyglądają zachwycająco. Ona natomiast
wyglądała strasznie. Była blada, potargana, ubrana w zapiętą pod
szyję koszulę nocną...
- Hm, może ktoś z miasteczka zabawia się w straszenie
turystki... - Opierając się ręką o parapet, Justin spoglądał w czarne
niebo.
- Takie strojenie żartów z mieszczucha? Nie sądzę - mruknęła
Cassie.
Obserwowała plecy mężczyzny. Podobnie jak wczoraj, miał na
sobie tylko dżinsy. Mogła bez przeszkód podziwiać umięśnione
ramiona, wąską talię...
Wróciła myślami do rzeczywistości. Ktoś z miasteczka?
Właściwie jedyną osobą, która miała powód się nad nią znęcać, był
Justin. Nie, uznała po chwili. Przecież sama za dnia zdecydowała, że
Justin nie posunąłby się do takich czynów. Zemściłby się inaczej, w
sposób bardziej wyrafinowany. Zresztą sam powiedział, że w ramach
zemsty zamierza ją uwieść.
127
RS
Ale teraz był środek nocy, a nie środek dnia. Ponownie naszły ją
wątpliwości. Zaczęła się zastanawiać nad postępowaniem Justina.
Nikomu innemu się nie naraziła, nikomu innemu nie zależałoby na
uprzykrzaniu jej życia.
W tym momencie odwrócił się od okna i zobaczył wyraz
skupienia na jej twarzy.
- Znów puściłaś w ruch wyobraznię? - spytał cicho.
- To nie wyobraznia przywiała tę suknię na łóżko i nie
wyobraznia otworzyła drzwi, które zamknęłam przed pójściem spać.
- Chcesz sprawdzić moje włosy?
- To by nic nie dało. Dziś nie pada.
- Nie grzeszysz nadmierną ufnością...
- Musiałabym być idiotką, żeby zaufać facetowi, który
poprzysiągł mi zemstę, nie sądzisz? - spytała, siląc się na lekki ton.
Tak z ręką na sercu nie wiedziała, w co ma wierzyć, a w co nie.
Stres i napięcie przeszkadzały jej logicznie myśleć.
Zacisnęła ręce na kolanach, by powstrzymać je od drżenia. Justin
stał bez ruchu, bacznie się jej przyglądając.
- A jeśli ci powiem, że już mnie zemsta nie interesuje?
- To co tu jeszcze robisz? - spytała podejrzliwie.
- Cholera jasna, Cassie. Jak tak dalej pójdzie, twoja bujna
wyobraznia cię wykończy! - Podszedł do niej i wbiwszy palce w jej
ramiona, podciągnął ją na nogi. Jego brwi tworzyły jedną czarną
kreską w poprzek czoła. - Myślisz, że znalazłem tę suknię, a potem
wdrapałem się na balkon, żeby ci ją tu wrzucić?!
128
RS
Wzięła głęboki oddech, starając się zapanować zarówno nad
strachem, jak nad reakcją własnego ciała, które zdawało się być
bardzo świadome bliskości Justina.
- Dziś rano oglądałeś piwnicę - przypomniała mu chłodno. -
Może suknia leżała w jakiejś starej skrzyni?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]