s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie zastanawiając się pobiegła za nią. Dla swego Vetle zrobiłaby wszystko.
Biegła szybko, lecz tamta jeszcze szybciej. Tylko czasami dostrzegała jakiś ruch krzewu czy
gałęzi przed sobą na zboczu i tylko to wskazywało jej kierunek.
Zaciskała zęby i pędziła dalej. Wszystko dla Vetlego. Będzie z niej dumny i przekona się, że
dokonał właściwego wyboru.
Ten papier chciał przecież spalić. Wobec tego będzie spalony, już ona się o to zatroszczy.
Dziewczyna nie miała najmniejszego pojęcia, że podejmuje walkę z Tengelem Złym.
Kompletnie beznadziejne zadanie!
Póznym popołudniem Vetle obudził się ożywiony i wyspany. Sebastian i Domenico witali go
radośnie, gdy wyszedł na centralny placyk obozu.
Mężczyzni przyglądali mu się ze śmiechem.
- Ledwo się trzymałeś na nogach, kiedyśmy cię przywiezli, chłopcze! - powiedział jeden.
Vetle przeciągał się, żeby rozprostować kości, zdrętwiał w niewygodnej pozycji podczas snu.
Zsunął się mianowicie z posłania, a skalna podłoga była bardzo twarda.
- Tak. W ostatnich tygodniach niewiele sypiałem - roześmiał się. - Wygląda na to, że
panienka Esmeralda nadal śpi.
- Juanita też - śmiali się Cyganie. - Ona się nawet nie kładła po tym, jak nas opuściłeś,
cudzoziemski paniczu. Och, młode dziewczyny ciężko przeżywają pierwszą miłość. Tak,
tak...
Vetle stwierdził, że się rumieni, i pospiesznie zaczął mówić o czym innym. Miłość była dla
niego wciąż całkiem nieznanym światem.
- A teraz poproszę was o pomoc, muszę coś spalić...
Nagle umilkł.
122
Wsunął rękę do kieszeni, w której schował nuty, ale niczego nie znalazł. Jedynie strzęp,
urwany kawałek papieru.
Gorączkowo szukał we wszystkich kieszeniach, ale na próżno. W popłochu pobiegł do
swego legowiska, żeby zobaczyć, czy papier nie wypadł, lecz i tam niczego nie znalazł.
Arkusz nutowy przepadł bez śladu.
Zataczając się wrócił do zdumionych Cyganów i oparł się bezsilnie o balustradę, którą
gospodarze wycięli w skale wokół szerokiej skalnej płaszczyzny, tworząc w ten sposób coś
w rodzaju ogrodzonego ryneczku.
- O, ja głupi, nieszczęsny, co ja zrobiłem? - zawodził Vetle zrozpaczony, ukrywając twarz w
dłoniach. Był bliski płaczu.
- No, powiedz nareszcie, co się takiego stało? - pytali Cyganie.
Vetle spoglądał na nich. Akurat teraz wyglądał na tego, kim był w istocie: na niezbyt
wyrośniętego czternastolatka, samotnego w obcym świecie.
- To okropnie długa i dziwna historia - zaczął niepewne wyjaśnienia. - Opowiadanie
wszystkiego to sprawa całkiem beznadziejna. Najważniejsze teraz jest to, że obiecałem
spalić pewien papier. To dla mojego rodu sprawa życia lub śmierci, zresztą nie tylko dla nas,
ale może w ogóle dla egzystencji całej ludzkości. O Boże, to brzmi przesadnie i
melodramatycznie, ale to jest prawda. Samotny chłopiec nie wybrałby się z Norwegii do
Hiszpanii z byle powodu.
- Pamiętam, przed wyprawą do zamku też mówiłeś o paleniu czegoś. I o jakimś potworze.
Czy potwór też szukał tego papieru?
Chłopiec kiwał głową. W oczach miał łzy, ale tego na szczęście nikt nie widział.
- Teraz już się nie potrzebujemy obawiać potwora - powiedział. - On już tu nie przyjdzie.
Wygląda na to, że był tu już ktoś inny. Bo myślę...
Zaczął się zastanawiać.
- Tak? Co myślisz?
- Myślę, że ktoś był w jaskini, kiedy spałem.
- A był. Dziewczęta kłóciły się o to, która ma przy tobie czuwać, chłopcze. Juanita i
hrabianka. Sądząc po tym, że umilkły, jedna musiała zwyciężyć. Ale nie wiem, czy pilnowała
cię ta, która wygrała. Zauważyłeś coś?
123
- Pojęcia nie mam - odparł Vetle zawstydzony. - Spałem jak kamień. Teraz w każdym razie
nikogo tam nie ma. Nie. A poza tym miałem okropny sen. Jakieś wielkie pająki pełzały po
mnie.
Jeden z młodszych słuchaczy zachichotał.
- Pająki, powiadasz? Może pajęczyce?
Vetle był zbyt dziecinny, by pojąć żart.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]