s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pani Stewart odłożyła słuchawkę.
Nicole długo jeszcze stała bez słowa. Nie doczekała się
gratulacji ani choćby jednego życzliwego słowa. Jakże
była naiwna, licząc w duchu na odrobinę serdeczności !
Po tych rozmowach zawsze czuła się tak samo: za-
gubiona i winna. Cierpiała z powodu chłodu okazywa-
nego jej przez rodziców, ale miała też bolesną świado-
mość tego, iż również ona sama ponosi za to część winy.
Miała rodzicom wiele do zarzucenia. Nie potrafili wy-
baczać, bywali okrutni i bezwzględni, bez zastanowienia
jakże często raniąc uczucia jedynej córki. Nicole nie po-
zostawała im dłużna, reagowała agresją i nienawiścią,
przekraczając wszelkie dopuszczalne granice. Był to
ogromny cios dla państwa Stewartów, bowiem spra-
wiająca kłopoty córka psuła ich kryształowy wizerunek
wzorowych parafian, a to właśnie liczyło się dla nich
najbardziej.
Wreszcie wyrzekli się Nicole, udając przed sobą i in-
nymi, że już nie mają córki. Sammy często podtrzymywał
załamaną dziewczynę na duchu i sugerował, by dała so-
bie z nimi spokój, jednak to nie było takie proste. Wciąż
przecież byli jej rodzicami, których kochała trudną i nio-
sącą jej ból miłością. Z biegiem lat Nicole zrozumiała, że
jej młodzieńcze bunty były dla rodziców prawdziwą klę-
ską. Kochali ją i chcieli jej dać to, co uważali za
S
R
najlepsze, jednak ona zbuntowała się, pragnęła bowiem
żyć po swojemu. Rodzice uznali to za przejaw złej woli i
grzesznych skłonności i odgrodzili się od córki grubym
murem obojętności.
Gdy teraz o tym myślała, jej oczy zaszkliły się łzami.
Położyła ręce na brzuchu. Własne dziecko wychowa w
poczuciu bezpieczeństwa, wzajemnego szacunku i za-
ufania. Ofiaruje mu bezmiar miłości i pozwoli rozwijać
się zgodnie z własnymi pragnieniami, skłonnościami i ta-
lentami.
Wiedziała, jak wiele ryzykuje, przyznając się do ciąży.
Rodzice mogli ostatecznie zerwać z nią wszelkie stosun-
ki. Postanowiła jednak być z nimi szczera. Tylko w ten
sposób mogła zachować szacunek dla siebie samej.
A skoro już mowa o szacunku, to nagle przypomniała
sobie, że Mitch wciąż jeszcze nie poznał ciemnych kart z
jej przeszłości. Potwornie bała się tej rozmowy. Nie wie-
działa, czy Mitch będzie potrafił jej zaufać?
Dla dobra ich obojga powinien jednak poznać prawdę.
Jutro albo nigdy, przyrzekła sobie.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Mitch właśnie odstawiał na biurko kubek z kawą, gdy
w progu stanęła Nicole. Była bardzo blada i przybita.
- Mitch, wiem, że masz bardzo dużo spraw do zała-
twienia, ale jest coś, o czym muszę ci natychmiast po-
wiedzieć.
Nie miał pojęcia, dlaczego jest taka spięta. Udało im się
przecież kupić ślubną obrączkę, a Nicole nawet pozwoliła
się pocałować.
Wiele by dał za to, by poznać jej prawdziwe uczucia.
Podczas bezsennych nocy nieraz zastanawiał się, czy Ni-
cole choć trochę go pożąda. Ale skoro tak szczerze i ży-
wiołowo odpowiadała na jego pieszczoty, to chyba wolno
mu było mieć nadzieję, że rozpali w niej prawdziwą na-
miętność. Pocałował ją na powitanie, czym wywołał ru-
mieńce na jej twarzy. Wydawała się mocno zakłopotana.
- Dobrze spałaś? Może wiesz, gdzie jest twoja metryka?
Bez tego nie załatwię ślubu. A o drugiej idziemy na ba-
dania.
- W porządku.
S
R
Zmarszczyła brwi, jakby próbowała się skoncentrować,
lecz zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, do środka
wtargnął John. Tym razem jego kanarkowy krawat za-
drukowany był podobiznami Kaczora Donalda.
- Dobrze, że was oboje zastałem. Mam kilka pytań w
związku z projektem dla pana Shawa. - Położył na biur-
ku stertę papierów, lecz nagle zorientował się, że przy-
szedł nie w porę. - Ale to może poczekać.
- W porządku, zaraz to załatwimy - powiedział Mitch
wspaniałomyślnie. - Ale zanim przejdziemy do spraw za-
wodowych, chcielibyśmy z Nicole coś ci oznajmić. W so-
botę bierzemy ślub.
John odrzucił do tyłu głowę i głośno się roześmiał.
- Spodziewałem się tego, bo nagle przestaliście się kłó-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]