s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że znajdzie się dość ludzi zainteresowanych sfinansowaniem prawdziwego centrum. I
ma rację! Dlaczego u nas nie miałoby powstać Centrum Rzemiosła? Mamy Mały Teatr
- pociągnął lekko Vicky za ucho - więc dlaczego nie Centrum?
129
S
R
Polly spojrzała na twarze członków rodziny. Matka była pełna napięcia i miała
radosny wyraz w oczach. Tish odłożyła serwetkę i patrzyła uważnie przed siebie.
- Rozmawiałem o tym z ciocią Sweetie przy kolacji. Powtórzę jeszcze raz, że to
Vicky wpadła na ten pomysł. Sweetze uważa, że miasto powinno pomóc.
Tish pochyliła się naprzód.
- Masz absolutną rację, Kevin. Nie wiem, co ta mała knuła tym razem, ale w
Coke Bar dziś po południu nie mówiło się o niczym innym. Wszyscy chcą, żeby Polly
założyła swoją pracownię, i uważają, że miasto może pomóc zgromadzić na to
fundusze.
- Naprawdę? Mówisz poważnie? - spytała Polly słabym głosem.
Pani Wallace przemówiła, jakby była przewodniczącym zebrania.
- Myślę, że twoja ciocia ma rację, Kevin. To o wiele większa sprawa niż jakieś
tam zabawy dzieci. Ja uważam, że powinno to być przedsięwzięcie zbiorowe z
odpowiednim zarządem. Nie byłam tylko w stanie wymyślić, jak to trzeba zrobić.
- Ja wiem! - powiedziała Vicky z bezpiecznego miejsca pod ramieniem Kevina.
- No dobrze, Panno Mądralińska - szydziła Tish. - Powiedz nam, jak to zrobić.
Vicky odetchnęła głęboko i poszukała wzrokiem poparcia u Kevina.
- No, powiedz im, mała.
- Powinno być tak, jak przy organizowaniu Małego Teatru - powiedziała. -
Dlaczego Polly ma sama zapewniać cały drogi sprzęt, żeby inni mogli uczyć się
garncarstwa niemal za darmo? Moja nauczycielka w szkole nic sama nie kupuje do
klasy, prawda? Dlaczego więc Polly ma to robić? A skoro tyle osób chce się uczyć
garncarstwa, to inni muszą pomóc. Wiem, że nie jest to dokładnie tak jak w mojej
szkole - dodała szybko widząc, że Tish chce coś wtrącić - ale mimo wszystko trochę
podobnie.
- I to mówi moja mała córeczka! - stwierdził z niedowierzaniem pan Wallace.
- Ale jak, Vicky? - dopytywał się Tommy.
130
S
R
- Myślę, że jeśli jedna lub dwie bogate osoby przekażą jakieś pieniądze, to inni
będą chcieli do nich dołączyć i niebawem zbierze się dość, by kupić nowy piec. I
wszystko! My właśnie tak zrobiliśmy!
- Victorio - pani Wallace nadal zachowywała się jak przewodniczący. - To
naprawdę dobry pomysł. Czy możesz podać nam nazwiska kilku bogatych osób, które
mogłyby na początku pomóc?
- To wy jesteście dorośli - zadrwiła Vicky. - Musicie coś wiedzieć. My
zrobiliśmy własne listy dla teatru.
Wszyscy roześmiali się. Kevin odsunął krzesło i wziął Vicky na kolana.
- Jestem dorosły i rzeczywiście coś wiem. Dlatego też wpadłem. Pamiętacie?
Polly odsunęła talerzyk z plackiem, który pan Wallace postawił przed Kevinem.
- Nie, nie - powiedziała - To może poczekać. Pospiesz się, Kevin.
- Podczas kolacji opowiadałem Sweetie o pomyśle Vicky i ciocia podjęła
wyzwanie. Zaoferowała tysiąc dolarów, jeśli miasto zbierze tyle samo. Razem z panną
Meeker doszły do wniosku, że to powinno wystarczyć na nowy piec i rozruch.
Niniejszym ofiarowuję swój czas i niezaprzeczalny talent, by zająć się reklamą, jeśli
pan Wallace da nam miejsce w redakcji i gazecie.
Przy stole zapadła pełna zdumienia cisza. Pierwsza doszła do siebie pani
Wallace.
- Kevinie Cox, to wspaniałe! Zaraz zadzwonię do twojej cioci. Postąpiła bardzo
szlachetnie, nie uważasz, Tom? - ruszyła do telefonu.
- Powiedz jej, że ja też tak uważam - zawołał za nią pan Wallace. - Oczywiście
gazeta podejmie temat. Powinniśmy zebrać znacznie więcej niż tysiąc dolarów przy
dobrej reklamie i jej przedsiębiorczym szefie.
Polly nadal próbowała ogarnąć to wszystko.
- Kevin... - szepnęła cichutko Vicky - czy mogłabym dla ciebie pracować?
Przecież to ja w pewnym sensie wpadłam na ten pomysł i chciałam jutro zadzwonić do
131
S
R
panny Sweetzer! Bardzo chciałabym przekonywać ludzi, którzy nie chcą dawać
pieniędzy, żeby je jednak ofiarowali.
Kevin ujął ją za rękę i mocno uścisnął.
- Victorio, niniejszym mianuję cię prezesem do spraw wspaniałych pomysłów i
wielkich dotacji. Praca zaczyna się rano. Może jutro nie będziemy mieć dość czasu z
powodu dnia otwartego, ale odbędziemy oficjalne zebranie w moim biurze o
dziewiątej. Co na to powiesz?
- %7łartujesz, a ja mówię poważnie. Wiem, gdzie mogę zebrać mnóstwo
pieniędzy. Naprawdę.
- Wcale nie żartuję. Zostaniesz prezesem do spraw pomysłów.
Kiedy wszystko to dotarło do Polly, wydała z siebie okrzyk zachwytu, upuściła
widelec na stół i zerwała się na równe nogi. Podbiegła do Kevina i zarzuciła mu ręce na
szyję.
- Jesteś wspaniały. Naprawdę cudowny!
- Szczęśliwa? - spytał głupawo.
- Ekstatycznie! Hurra! Mills Corners, uwaga! Nadchodzimy! Poszukajmy
Josha... - urwała i spojrzała na Tish.
- Biegnij, Polly - odpowiedziała Tish na nie zadane pytanie. - Tommy pomoże
mi pozmywać. Ty też idz, Vicky.
- Chodzcie, dziewczyny - powiedział Kevin biorąc Vicky za rękę. - Nasz komitet
otwiera posiedzenie.
Drzwi zamknęły się za nimi. Pani Wallace wróciła od telefonu.
- Poszli? - spytała.
- Posprzątam wszystko, mamo - powiedziała Tish - Tommy mi pomoże. Chcieli
znalezć Josha i już wszystko zacząć.
- Oczywiście - odparła pani Wallace. Położyła rękę na ramieniu męża. - Czyż nie
jesteś dumny z naszej pierworodnej, Tom? Dzisiaj przyszło mi do głowy, że może za
132
S
R
dużo od niej wymagałam. Muszę pozwolić jej dorosnąć... pozwolić jej odejść. Musi
mieć przecież swoje własne życie.
- Tak, jestem z niej bardzo dumny, Letycjo - pan Wallace wstał od stołu i czule
objął ramieniem żonę. - I z ciebie też jestem dumny. A teraz, Tish, wszystkich nas
czeka praca. No, zabierajmy się do zmywania. Pomogę wam.
133
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]