s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

ła palcem wielkiej paczki.
- Ty tego nie zamawiałaś? Nie mam pojęcia, co
tam jest. Faktura była po francusku, więc podpisałam,
bo myślałam, że może ty...
- A może wam to otworzę - zaproponował Blade - i
przekonacie się, co jest w środku.
- Niezły pomysł - ucieszyła się Zoe.
- Nie powiedziałaś mi jeszcze, co się z tobą działo
131
RS
- odezwała się Lauren-Claire.
- Musisz jej wybaczyć. - Blade roześmiał się głoś-
no. - Ten jej francuski akcent tak mnie rozśmiesza, że
na wszystko jej pozwalam i przez ostatni tydzień bar-
dzo się rozpuściła.
- Przestań, Blade. Mówię poważnie.
- Ja też, kotku. Po ślubie zajmie się tobą moja
mama. Już ona zrobi z tobą porządek.
- Nie przejmuj się nim, Zoe. - Lauren-Claire ma-
chnęła ręką. - Jego mama ma inne zajęcia. Powiesz mi
wreszcie, gdzie byłaś?
- Nie - odrzekła zdecydowanie Zoe. Uznała, że
Blade doskonale pasuje do Lauren-Claire.
- I słusznie - ucieszył się Blade. Zdjął wieko ze
skrzyni i zajrzał do środka. - Chodzcie zobaczyć, co tu
jest! - zawołał.
- Co takiego? - Lauren-Claire w jednej chwili zna-
lazła się przy nim.
- Wygląda mi to na konika - zaśmiał się Blade
i podniósł dziewczynę do góry, żeby mogła zobaczyć,
co jest w paczce.
- Co? - Zoe podeszła do nich.
Zajrzała do skrzyni. Wewnątrz stał koń z karuzeli,
którego podarował jej Grey. Na wspomnienie tamtego
dnia cała oblała się rumieńcem. To naprawdę nie fair
z jego strony, pomyślała.
- A ja sądziłem, że mnie tylko straszysz, kiedy
mówiłaś, że ruszysz z cyrkiem w świat, jeśli się z tobą
nie ożenię - powiedział Blade do Lauren-Claire.
- Cicho bądz, Blade. Miałeś nikomu nie mówić, że
to ja ci się oświadczyłam.
- Błagała mnie... - Blade zataczał się ze śmiechu.
-Na kolanach...
- Blade Wyatt, uspokoisz się wreszcie! - Lauren-
Claire uderzyła go w ramię.
- Zmiażdżysz mi rękę - jęknął. - A najśmieszniej-
sze, że nie przypominam sobie, czy się zgodziłem.
132
RS
Zoe zapomniała o swoim zakłopotaniu i wybuchnę-
ła serdecznym śmiechem.
- Po prostu obudziłem się rano - opowiadał niezra-
żony Blade - i zupełnie nie mogłem sobie przypo-
mnieć, dlaczego uważałem dotąd, że w kawalerskim
stanie będzie mi najlepiej.
- Blade Wyatt, mam nadzieję, że nie masz zamiaru
opowiadać tego dowcipu naszym dzieciom.
- Dzieciom? I na to też się zgodziłem? No, to
mama będzie szczęśliwa. Wszystko przez to, że mnie
spiła.
- Spiłam cię? - powtórzyła jak echo Lauren-Clai-
re.
- Nie pamiętasz? Przecież wciąż kazałaś mi pić
szampana. Bąbelki uderzyły mi do głowy. - Zademon-
strował, jak to zakręciło mu się w głowie i cała trójka
tarzała się po podłodze, płacząc ze śmiechu.
- Naprawdę mi cię brakowało i cieszę się, że wró-
ciłaś - powiedziała Zoe, kiedy trochę się uspokoili.
- Ale nie przyzwyczajaj się zbytnio do jej obecno-
ści - ostrzegł Blade. - Zaraz po ślubie zabieram ją do
Teksasu i zaczynam budować dom.
- A jeśli nie zechcę mieszkać na twoim ranczo? -
uśmiechnęła się przymilnie Lauren-Claire.
- To chyba będziesz mnie musiała jeszcze raz bła-
gać. Niezle ci to w końcu wychodzi.
-Blade!
- Nie krępuj się, L.C. Zoe to dziewczyna z Teksa-
su.
- No dobrze, a kiedy ślub? - zapytała Zoe.
- Za trzy tygodnie. Dzisiaj powiemy o tym moim
rodzicom.
- A może lepiej wezmy cichy ślub. Powiemy im od
razu, że już jesteśmy małżeństwem - zaproponował
Blade.
- Mój ojciec utopiłby cię w największej beczce
z winem.
133
RS
- Wobec tego poczekam te trzy tygodnie - zgodził
się Blade. Rozmontował całą skrzynię i koń z karuzeli
stanął przed nimi w całej krasie.
- Może wreszcie powiesz mi, co to za historia
z tym zwierzakiem. Co się tu właściwie zdarzyło pod
moją nieobecność? Czy to ma związek z twoim tres
wspaniałym tajemniczym wielbicielem?  dopytywała
się Lauren-Claire.
Lauren-Claire i Blade pojechali do rodziców dzie-
wczyny, żeby zawiadomić ich o swojej decyzji. Zoe
wyobraziła sobie ich miny, kiedy Blade wparaduje do
salonu z ich ukochaną córeczką!
W mieszkaniu zapadła cisza. Zatopiona w myślach
Zoe stała z rękami opartymi na siodle malowanego
konia. Grey znów zagrał nie fair. Nie powinien przy-
syłać jej tej pamiątki.
Czy zostaje w Paryżu, czy wraca do Stanów? Dała
sobie trzy tygodnie na podjęcie tej decyzji. A jeśli
wróci, to do kogo? Czy zniesie ostateczne rozstanie
z tajemniczym ciemnowłosym kochankiem? Czy wol-
no jej odmówić ostatniej szansy własnemu mężowi?
Przecież on ją naprawdę kocha, a to bardzo solidna
podstawa i można na niej zbudować związek, który
spełni oczekiwania ich obojga. Powinni przynajmniej
spróbować. A może tylko przy kimś obcym można się
naprawdę otworzyć? Czy dałoby się prowadzić boga-
te, niewiarygodnie podniecające życie seksualne
w małżeństwie, gdy codzienne troski wciskają się nie-
proszone nawet w najbardziej intymne chwile? Czyjej
mąż potrafi zrezygnować z roli zarabiającego na chleb
pana domu, roli, którą spełniały przed nim niezliczone
pokolenia mężczyzn?
Wiedziała, że raczej umrze, niż wróci do tamtego
strasznego małżeńskiego życia, od którego uciekła.
Zmieniła się i jej małżeństwo także musi się zmienić.
134
RS
Zasmakowała w szaleństwie, nieograniczonej wy-
obrazni Greya, w jego radosnym uwielbieniu dla niej
i teraz już nigdy nie pogodzi się z tamtym nudnym
życiem Nie może przecież tylko egzystować. Chce
także działać.
Na dodatek musi podjąć tę trudną decyzję teraz,
kiedy znalazła się w wirze zwariowanych planów mał-
żeńskich Lauren-Claire. Przecież zgodziła się zostać
świadkiem na ślubie przyjaciółki.
Jak ja to przeżyję? - pomyślała Zoe.
ROZDZIAA
15
Rodzinna winnica Lauren-Claire znajdowała się
w samym centrum krainy szampana, jakieś dwie go-
dziny od Paryża.
Dzień ślubu wstał pogodny i słoneczny. Matka pan-
ny młodej nabrała wreszcie pewności, że weselne
przyjęcie w ogrodzie musi się udać.
Zlub odbył się w prywatnej kaplicy pod wiekowymi
sosnami. Słońce prześwietlało witrażowe okna i rzu-
cało tęczowe blaski na młodą parę. W ceremonii wzię-
ła udział tylko najbliższa rodzina. To małżeństwo łą-
czyło dynastie z dwóch zupełnie różnych światów
i można to było łatwo stwierdzić, przyglądając się ze-
branym w kaplicy gościom. Po jednej stronie stała
rodzina pana młodego. Wszyscy mężczyzni mieli na
nogach kowbojskie buty z wężowej skóry, po trzysta
dolarów za parę, a kobiety były wystrojone w eleganc-
kie kostiumy od znanych amerykańskich projektan-
tów. Przeciwną stronę kaplicy zajmowała rodzina pan-
ny młodej. Nogi mężczyzn obute w kosztowne moka-
syny z miękkiej skóry, kobiety w eleganckich kapelu-
szach i powiewnych sukniach...
135
RS
Zabrzmiały organy i Zoe wraz z całym ślubnym
orszakiem ruszyła w stronę ołtarza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl