s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
logiczne) nie mieliby najmniejszych szans. Miłość nie jest dla nich. Są za głupi,
żeby to zrozumieć. Tymczasem dla niego sprawa jest prosta. Musi tylko wystar-
czająco często rzucać się Lily w oczy, a reszta przyjdzie sama. Jego głowa pełna
jest wyobrażeń o romantycznych przejażdżkach, tajnej mowie wachlarza, budu-
arach (cokolwiek to jest) i innych rzeczach wprost z przykurzonych powieści na
półce pani Macfarlane.
Któregoś dnia w trakcie rutynowego podążania śladami Lily Bobby docho-
dzi do wniosku, że jego wybranka dojrzała do rozmowy. Teddy Torrance startuje
w trzeciej gonitwie na Wicked Lady, drugim spośród najlepszych arabów Gotów-
ki. Tupet i łapówka utorowały Bobby emu drogę do sektora dla członków klubu,
gdzie Lily otacza grupka angielskich miłośników wyścigów, którzy jeden przez
drugiego (jakżeby inaczej) starają się zwrócić jej uwagę. Gdy Lily poprawia na
głowie nowy kapelusz, jeden trzyma jej kieliszek szampana, drugi parasolkę, trze-
ci torebkę. Czwarty został wysłany na poszukiwanie lusterka, które po jego po-
wrocie nie będzie już potrzebne, a piąty, mimo obecności rzeszy służących, uparł
się, że sam przyniesie jej szklankę wody z lodem. Nagle Lily przypomina sobie, że
powinna śledzić przebieg gonitwy. Nadąsana, że nikt z obecnych nie przypomniał
jej o zbliżającym się biegu drogiego Teddy ego, wiedzie rój trutni na trybunę.
Bobby idzie za nimi. Jest pewien swego. Shahid Khan uszył mu nowy garnitur,
kopię ostatniego krzyku mody wypożyczonego mu chwilowo przez pracza z ho-
telu Tadż Mahal. Krawat (ze szkarłatnego jedwabiu) też jest nowy. Bobby emu
pozostaje jedynie wybrać stosowną chwilę. Czy może się nie udać?
Lily również musi wybrać jedną spośród pięciu lornetek do obserwowania
gonitwy. Kiedy wreszcie podejmuje decyzję, szczęśliwy właściciel wyróżnionej
lornetki omal nie słabnie z wrażenia, a pokonani rywale próbują ukryć rozczaro-
wanie, zazdrosnym wzrokiem obrzucając zwycięzcę i jego przyrząd. Na głównej
trybunie powstaje gwar, który stopniowo obejmuje resztę tańszych miejsc dla tu-
bylców, wzmaga się i rośnie. Bukmacherzy w pośpiechu przyjmują ostatnie zakła-
dy, pustoszeją kioski z herbatą. Widzowie przeciskają się ku barierkom, chcąc być
jak najbliżej linii startu. Bobby lokuje się kilka rzędów niżej w zasięgu wzroku
Lily by patrząc na tor, widziała i jego.
Kiedy konie ruszają w tumanach wzbitego kopytami kurzu, wie, że mu się
powiodło. Lily kieruje lornetkę na niego. Bobby uchyla kapelusza i patrzy na
192
nią, nie zwracając najmniejszej uwagi na wyścig. Przez jakiś czas Lily znów go
ignoruje. Ale kiedy Wicked Lady przybiega na metę jako czwarta, panna Parry
wygląda, jakby powzięła postanowienie, że musi coś zrobić z maniakiem ukło-
nów. Odwraca głowę w stronę baru dla członków klubu i dyskretnie wymyka się
swoim adoratorom, którzy machając programami i przekrzykując się nawzajem,
przez moment zapominają o bożym świecie. Bobby idzie za nią z bijącym sercem.
Lily mija wejście do baru i wielki kuchenny namiot. Kiedy znikają innym z pola
widzenia, odwraca się gwałtownie. Jej oczy miotają błyskawice.
Ej, ty! Co ty wprawiasz, do cholery?!
Bobby nauczył się na pamięć przemowy traktującej o błogosławionym bla-
sku jutrzenki i podobieństwie Lily do tego cudnego zjawiska. Nie chcąc, by jej
podyktowane złością słowa wytrąciły go z rytmu, zaczyna mówić. Zwraca się do
niej serce moje i składa ręce w geście znamionującym szczerość intencji.
Zamknij się! rzuca Lily warkliwie. Liczysz na pieniądze? Bobby jest
zdezorientowany.
Pieniądze?
Wiem, kim jesteś. Może ci się wydaje, że jesteś całkiem dobry, ale ja widzę
cię na wylot. Znam ludzi w tym mieście. I tak nie uda ci się mnie zniszczyć swoimi
opowieściami.
Zniszczyć? Czemu miałbym cię niszczyć? Kocham cię. Teraz Lily jest
zdezorientowana.
O czym ty mówisz, na Boga? Powtarzam, że znam kogo trzeba i jeśli zaj-
dzie taka konieczność, solidnie oberwiesz.
Ale ja cię kocham, Lily. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką. . .
Nie zaczynaj z tymi bzdurami. Jesteśmy tacy sami, ty i ja. I co z tego? Tylko
tyle, że wiesz, przez co musiałam przejść, żeby się tu dostać. I musisz wiedzieć,
że nie pozwolę się stąd ściągnąć. Nie wrócę tam, o nie. Czemu nie zostawisz mnie
w spokoju? Odwróć się i odejdz.
Zakłopotanie Bobby ego sięga zenitu. Czy ona chce powiedzieć, że. . . ? Nie,
to niemożliwe. Nie ona.
Ale ja cię kocham powtarza. To bezpieczny punkt wyjścia. Przynaj-
mniej tego jest pewien. Czując, że musi wypełnić wolną przestrzeń, próbuje dla
odmiany: Uwielbiam cię . Potem: Naprawdę , co jednak nie brzmi zbyt przeko-
nująco. Wreszcie urywa. Lily Parry chwyta jedną z lin dla zachowania równowagi
i zanosi się śmiechem.
No, dalej mówi między jednym napadem śmiechu a drugim. Powiedz
to jeszcze raz.
Kocham cię powtarza Bobby, nagle nie dowierzając samemu sobie.
Kochasz mnie? Och, mój drogi, naprawdę mnie kochasz? Chyba wszystko
zaczyna się toczyć po jego myśli. Bobby otwiera ramiona.
193
Nie ruszaj się, żołnierzu. Kochasz mnie? Mój ty biedaku. Biedne pół na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]