s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

paliło się światło.
- Mamy własny generator, właśnie na wypadek awarii -
wyjaśnił Ben, zatrzymując samochód na parkingu dla personelu.
- O ile pamiętam, obejmuje on też laboratorium albo
przynajmniej jego większą część.
Na podjezdzie do izby przyjęć nie było jeszcze nikogo.
- Nie jest najgorzej. Zdążyliśmy przed karetkami.
- To dobrze.
Kelly chciała ułożyć Carlie do snu i sprawdzić działanie
aparatury w laboratorium. Być może burza uszkodziła
urządzenia i trzeba będzie wrócić do tradycyjnych metod.
Otworzyła drzwiczki i odwróciła się po dziecko, lecz Ben
znowu ją uprzedził. Podniósł dziewczynkę i wniósł do szpitala.
Dopiero w suchym, jasnym wnętrzu oddał ją pod opiekę matki.
- Zaraz wrócę - obiecała, oddalając się w kierunku
laboratorium. - Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał pretensji o
to, że wprowadzam dziecko i psa.
- Gdyby ktoś próbował, odeślij go do mnie - polecił Ben.
Kelly weszła z córką do małego pokoiku, ściągnęła z niej mokrą
kurtkę i ułożyła do snu.
- Percy zostanie z tobą, więc nie masz się czego bać. Będę w
pokoju obok albo gdzieś niedaleko i zawsze możesz mnie
zawołać.
Carlie kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- A Percy może spać ze mną w łóżku?
RS
85
Kelly uznała, że kolejna zmiana pościeli nie jest zbyt wysoką
ceną za spokojny sen jej dziecka. A poza tym o ile pewnie nikt
nie zauważy obecności intruzów, jeśli będą spać zamknięci w
pokoju, to pies biegający po korytarzu bez wątpienia nie byłby
tu mile widzianym gościem.
- Zgoda. Zamknę drzwi, żeby nie przeszkadzało wam światło.
Pamiętaj, że jestem w pobliżu. - Pochyliła się i pocałowała
córeczkę na dobranoc. - Obudzę cię, jak skończę.
- Dobranoc, mamusiu.
Akurat wchodziła do laboratorium, gdy za oknem rozległ się
dzwięk syren. Kelly włączyła aparaturę i sprawdziła, czy nic nie
zostało uszkodzone. Miała jeszcze chwilę czasu. Zanim lekarz
obejrzy rannych i przygotuje ich do badań, minie co najmniej
kilka minut. Na szczęście wszystkie urządzenia działały
normalnie. Nie zwlekając dłużej, Kelly pobiegła do izby
przyjęć. To będzie długa noc.
- Ilu mamy rannych? - zapytał Ben, wkładając fartuch. Cheryl
pomogła mu zawiązać troki na plecach.
- Troje. Sami turyści. Według wstępnych informacji
najstarszy mężczyzna ma uraz klatki piersiowej i brzucha, jego
żona doznała kilku złamań, a trzeci poszkodowany tylko trochę
się potłukł i pokaleczył.
- Zadzwoń do Spearfish, żeby na wszelki wypadek
przygotowali się do zabiegu.
- Już to zrobiłam. - Dała mu lekkiego kuksańca w bok. -
Niezłe towarzystwo z sobą przywiozłeś.
Ben uśmiechnął się. Znali się z Cheryl tak długo, że nie
przeszkadzały mu jej docinki.
- I tak właśnie u niej byłem. Cheryl aż uniosła brwi ze
zdziwienia.
- Jak to?
- Wynająłem Kelly dom. Kiedy rozpętała się burza,
pojechałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- I co?
RS
86
- Akurat gdy przyjechałem, wielki konar zwalił się przez okno
do pokoju.
Roześmiała się serdecznie.
- Dzielny Ben Shepard przybył z odsieczą! Uważaj, ludzie
zaczną podejrzewać, że znudziło ci się życie pustelnika.
Aż znieruchomiał z wrażenia.
- Pustelnika?
Cheryl wzruszyła ramionami.
- A jak to inaczej określić? Zawsze jesteś w szpitalu albo u
siebie w domu. Od kilku lat w ogóle nie udzielasz się
towarzysko. Nie przychodzisz nawet na świąteczne przyjęcia.
- Nieprawda. Biegam po parku, chodzę do kościoła i do
sklepu, a czasami nawet do kina.
Machnęła ręką.
- To się i tak nie liczy, bo wszędzie bywasz sam. Każda
kobieta w tym mieście uważa, że prowadzisz żywot zakonnika.
Ciekawe, co by powiedziała, pomyślał Ben, gdyby
dowiedziała się, że myśli, jakie wywołuje w nim widok Kelly,
dalekie są od pustelniczych medytacji.
Twarz Cheryl nagle spoważniała.
- Nie znam Kelly zbyt dobrze, ale jeśli uda jej się wyciągnąć
cię z tej samotni, to chwała jej za to. A poza tym - dodała już
weselszym tonem - ktoś musi pomóc ci zadbać o tego cielaka,
którego nie wiadomo dlaczego nazywasz psem. Nie rozumiem,
jak wytrzymujesz w domu z tym zwierzem. Na pewno wszędzie
jest pełno sierści.
- Mówią, że zwierzęta to świetna terapia na stresy.
- Podobnie jak uprawianie ogródka - roześmiała się. Głośne
wycie syreny obwieściło przyjazd karetki. Cheryl i Ben pobiegli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl