s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, milordzie. Nie widziałem panny Grant od czasu, gdy śpiewała.
- Czy mógłbyś zapytać służbę, czy ktoś ją widział?
- Tak, proszę pana.
Gdy kamerdyner odszedł, Trevor znów zaczął się przypatrywać twarzom
swoich gości. Nie zauważył nic niezwykłego, ale też nigdzie nie było Eden
Grant. Gdzie ona może być?
To śmieszne. Panna Baylor ma stanowczo zbyt żywą wyobraznię. Eden z
pewnością jest gdzieś w domu. Trevor wciąż jej wypatrywał w tłumie.
Kątem oka spostrzegł, że wraca Finch.
- Milordzie?
- Słucham, Finch.
- Widziano pannę Grant w pokoju z napojami w towarzystwie pana
Sterlinga.
- A gdzie jest teraz?
- Tego nie wiem, milordzie.
Trevor zaczął rozglądać się za Sterlingiem. Jego niepokój rósł. Sterlinga
też nigdzie nie było.
- Zapytaj, czy ktoś go ostatnio widział.
- Tak, proszę pana.
Ryeburn nie miał zaufania do Sterlinga, który nie ukrywał swego
zainteresowania Eden. Teraz oboje gdzieś zniknęli. Trevor poczuł, że coś go
ścisnęło w dołku. Chyba nie wyszłaby nigdzie ze Sterlingiem?
- Milordzie?
Głos Fincha przerwał mu rozmyślania. Spojrzał na służącego.
- Jeden Z lokajów przypomniał sobie, że pan Sterling wezwał powóz
jakieś dwie godziny temu. A potem odjechał stąd w towarzystwie jakiegoś
gościa.
Sterling nie miał własnego powozu.
- Z kim odjechał?
- Zaraz się dowiem, proszę pana.
- Pójdę z tobą.
Trevor poszedł z kamerdynerem do kuchni. Lokaj, który udzielił tych
wszystkich informacji, flirtował właśnie z pokojówką. Wyprostował się, gdy
tylko zobaczył swego pana.
- Milordzie?
- Czy widziałeś, kto odjechał z panem Sterlingiem?
- Tak, proszę pana. Dama z Ameryki. Ta, która śpiewała. Serce Ryeburna
zamarło na chwilę. Ogarnął go nagły chłód.
- Rozumiem. Czy szła z nim z własnej woli?
- Nie wiem, ponieważ było ciemno, ale chyba nie narzekała, bo pan
Sterling ją niósł i nie słyszałem, żeby krzyczała.
- Dziękuję.
Lokaj ukłonił się hrabiemu.
Trevor wrócił do sali balowej. Muzyka zaczęła drażnić jego uszy. Dławiła
go wściekłość i rozgoryczenie. Wiedział, że nie ma żadnego prawa, by czuć się
zdradzonym, a jednak gorzki smak zdrady czuł w ustach. Jak mogła wyjechać ze
Sterlingiem? Dawała przecież wyraznie do zrozumienia, że czuje niechęć do
tego człowieka. Dlaczego więc wsiadła z nim do powozu?
Lily czekała na niego w sali balowej.
- Czy udało się panu coś ustalić?
- Tak. Panna Grant wyjechała ze Sterlingiem dwie godziny temu.
Lily zmarszczyła brwi.
- To niemożliwe.
- Zapewniam panią, że to prawda. Jeden z moich służących widział ją w
ramionach Sterlinga, który niósł ją do powozu.
- Sterling nie ma żadnego powozu. Przyjechał tu ze mną - wtrącił
Toddington.
- Znalazł gdzieś jakiś powóz. I wyjechał z Eden - to znaczy z panną
Grant.
- Eden nigdy by tak nie postąpiła. - Panna Baylor podniosła głos.
- A jednak.
- W takim razie coś jest nie w porządku.
Słowa Lily przyciągnęły do nich zaciekawione spojrzenia gości stojących
nieopodal. Trevor nie życzył sobie kolejnych plotek na temat panny Grant i
swego nią zainteresowania.
- Dokończymy tę rozmowę w moim gabinecie. Chodz z nami,
Toddington.
Zaprowadził ich do gabinetu. Gdy tylko otworzył drzwi, poczuł dziwny,
słodkawy zapach. Drzwi prowadzące do frontowej części domu stały otworem.
Trevor się zasępił. Na podłodze leżała chusteczka i niewielka brązowa
buteleczka.
Lily otarła łzy.
- Coś jest nie tak, lordzie Ryeburn. Eden nigdy by nie wyjechała z panem
Sterlingiem. Zapewne sądzi pan, że to jest w jej stylu. Ale to nieprawda. Znam
ją dobrze. Musi mi pan uwierzyć.
Trevor słuchał jej tylko jednym uchem. Przyklęknąwszy, podniósł butelkę
i chusteczkę Z podłogi. Chusteczka była już sucha, ale w butelce została jeszcze
kropelka, może dwie, jakiegoś płynu. Powąchał zawartość pojemnika. Oczy
zaszły mu mgłą. Musiał zamrugać, by odzyskać ostrość wzroku.
- Wierzę pani - oświadczył Toddington. - Zaraz wyślę za nimi swój
powóz.
- Dziękuję. - Panna Baylor uśmiechnęła się drżącymi ustami. Rzuciła
Ryeburnowi na poły pogardliwe spojrzenie. - Dobrze, że komuś nieobojętny jest
los Eden.
- Christopher, do czego to służy? - Hrabia podał przyjacielowi buteleczkę.
Toddington obrócił ją w palcach. On także powąchał zawartość i zaczął
gwałtownie mrugać powiekami.
- Pamiętam to aż za dobrze z czasów mojej służby wojskowej. Tego się
nie zapomina. To musi być eter.
- Tak właśnie myślałem. - Trevor spojrzał w okno, a potem podszedł do
Lily. - Proszę mi wybaczyć moje wątpliwości, panno Baylor. Panna Grant bez
wątpienia ma kłopoty.
16
Hrabia Ryeburn zadzwonił na służbę.
- Toddington, jedziesz ze mną?
- Oczywiście - choćby po to, żeby cię powstrzymać od uduszenia
Sterlinga.
- Dziękuję. - Trevor poklepał przyjaciela po ramieniu.
W ciągu paru minut Ryeburn przeobraził się z gospodarza balu w
kompetentnego i rzutkiego człowieka, który odbudował rodzinny majątek.
Posłał Fincha, by ten dowiedział się od stangretów, w którą stronę pojechał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]