s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Valente dostrzegł w jej oczach łzy. Isabel Hales ukazała ludzką twarz. Za po-
wierzchownością i despotyzmem kryła się kobieta szczerze oddana mężowi.
Po tylu godzinach siedzenia na krześle zesztywniała i musiała się wesprzeć na
Caroline, by wstać. Wychodzili ze szpitala znacznie wolniej niż do niego weszli.
R
L
T
Na widok limuzyny i ochroniarzy Isabel Hales złagodniała. Caroline otwierała
szeroko oczy, gdy jej matka z uśmiechem wdała się w ożywioną rozmowę z Valentem
jak ze starym dobrym znajomym. Nagle pojęła, skąd ta zmiana nastawienia. Jej matce po
prostu zaimponowały widome oznaki bogactwa Valentego. Była boleśnie świadoma, że
on sam dojdzie do tego samego zawstydzającego wniosku.
Valente odprowadził Isabel pod drzwi rezydencji, po czym położył dłoń na wątłym
ramieniu Caroline.
- Zadzwonię jutro.
Caroline zadrżała pod spojrzeniem jego gorących oczu. Serce waliło jej jak mło-
tem. Nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Nie ma potrzeby - wykrztusiła w końcu.
- Jest - odparł stanowczo.
- Będę w szpitalu u taty.
- Całego dnia tam nie spędzisz - wtrąciła Isabel tonem upomnienia.
- Do piątku muszę skończyć zamówioną biżuterię - dodała, nie wierząc własnym
uszom.
- Jutro wieczorem zjemy kolację, bella mia. Przyślę po ciebie auto o siódmej -
oznajmił Valente.
- Co ty wyprawiasz, mamo? - spytała przyciszonym tonem Caroline, gdy tylko
znalazły się w holu.
- Raczej co ty wyprawiasz, moja droga? Twój były kierowca ciężarówki jest teraz
obrzydliwie bogaty i ciągle za tobą szaleje...
- Nieprawda! - zaoponowała żywo.
Starsza kobieta posłała jej rozbawione spojrzenie.
- Skończ z tą nieśmiałością, Caro. Widziałam, jak na ciebie patrzy. Przejął naszą
firmę. Przejął nasz dom. Urabiasz sobie ręce po łokcie przy tej swojej biżuterii, a mimo
to jesteś biedna jak mysz kościelna. Bogaty mąż rozwiązałby wszystkie nasze problemy.
- Ani myślę znów wychodzić za mąż! - krzyknęła Caroline i ruszyła ku schodom.
- Nie wszyscy mężczyzni są tacy jak Matthew - powiedziała sucho Isabel.
R
L
T
Caroline przystanęła i powoli odwróciła się w stronę matki.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Isabel westchnęła ciężko.
- Wiedziałam, że Matthew miał inne... jak by to ująć... zainteresowania. Asystentka
z wielkim biustem, której płacił nieprzyzwoicie dużo. Barmanka w The Swan. %7łona
właściciela warsztatu samochodowego. Wyliczać dalej?
- Nie. Nie miałam pojęcia, że wiesz. Nigdy się z tym nie zdradziłaś. - Uderzył ją
spokój, z jakim matka o tym mówiła.
- To nie była moja sprawa.
Caroline poczuła nagły przypływ złości.
- Nie? Zachwycałaś się Matthew. Uważałaś, że jest idealny. Wystarczały ci pozory,
nie zaglądałaś pod powierzchnię. Przekonałaś mnie, że przyjazń z Matthew będzie lepszą
podstawą małżeństwa niż moje, jak to nazwałaś,  fatalne zauroczenie" Valentem! -
krzyczała coraz głośniej.
Isabel zmarszczyła brwi.
- Panuj nad sobą, Caro. Owszem, Matthew nie sprawdził się jako zięć, ale nie mo-
żesz mieć do mnie pretensji, że nie przewidziałam jego skłonności do zdzirowatych ko-
biet z wielkimi biustami!
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, co wiesz? Byłoby mi łatwiej, gdybym mogła ci się
zwierzyć.
- Nie chciałam rozmawiać o takich obrzydliwych rzeczach. Sama wiedziałaś, co
robić. Jako rozsądna żona przymknęłaś oko na jego wybryki. To nie była moja sprawa. -
Po raz drugi Isabel uchyliła się od odpowiedzialności.
Caroline nie od razu przymykała oko. Matthew nie tolerował  ingerowania" w jego
prywatne sprawy. Przypominał jej, że jest nienormalną żoną i to ona pchnęła go w ra-
miona innych kobiet, które mogły mu dać to, czego potrzebował. Podobały mu się ko-
biety będące jej przeciwieństwem: otwarte, ponętne i napalone. Słabo jej się zrobiło na
wspomnienie tego małżeństwa.
- Wiele was łączyło. Powinniście stworzyć zgodną parę. Jego rodzice na pewno tak
sądzili. A my uznaliśmy, że Matthew spełni nasze oczekiwania.
R
L
T
- Jakie oczekiwania?
- Nie bądz naiwna, Caro. Zawsze liczyliśmy, że przyprowadzisz do domu męża,
który przejmie po nas firmę. Matthew miał odpowiednie pochodzenie i doświadczenie w
zarządzaniu.
- Dlatego nalegaliście, żebym za niego wyszła?
- Byłaś do niego przywiązana. Znałaś go całe życie.
- Dlaczego po naszym ślubie rodzice Matthew nagle postanowili zainwestować w
Hales Transport?
- Chcieli, żeby się ustatkował. I żeby przejął firmę. To naturalna kolej rzeczy.
- Czyżby? - spytała sceptycznie Caroline.
Dopiero teraz ujrzała kulisy swojego małżeństwa we właściwym świetle.
- Kiedy Giles Sweetman od nas odchodził, zbliżał się do emerytury. Ojciec uznał,
że firma potrzebuje nowego impulsu. Matthew był młody i energiczny.
- Baileyowie zainwestowali dlatego, że Matthew miał zostać menedżerem. Czy to
jedyny powód, dla którego chciał mnie poślubić?
Isabel pokraśniała ze złości.
- Nie bądz śmieszna, Caro. Matthew cię kochał.
- Mylisz się, nigdy mnie nie kochał. Lubił wystawne życie i jego rodzice mieli dość
utrzymywania go. Uznali, że opłaca się mieć mnie za synową, skoro wniosę w posagu
Hales Transport.
- Ale masz bujną wyobraznię! Wcale tak nie było! - krzyknęła Isabel.
Caroline ugryzła się w język. Nie było sensu kłócić się o małżeństwo, które już nie
istniało.
- Idę spać.
- Nie wiem, co się z tobą dzieje, Caro.
- Nigdy mnie nie rozumiałaś.
- Och, bez przesady. Ojciec i ja chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej. Przecież nazy-
wałaś Matthew swoim najlepszym przyjacielem.
- Ale kochałam Valentego.
R
L
T
- Z tego, co dziś widziałam, nadal możesz go mieć. O ile sprytnie się wokół niego
zakręcisz - stwierdziła z nieoczekiwanym rozbawieniem Isabel.
W łóżku Caroline płakała nad własną głupotą. Koko wtórowała jej miauczeniem.
Pięć lat temu dała się złapać niczym mucha w sieć pająka. Obie pary rodziców miały in-
teres, by zachęcać swoje dzieci do małżeństwa. Halesowie otrzymali wsparcie finansowe
w zamian za złożone Baileyom gwarancje, że Matthew stanie na czele firmy, a potem ją
przejmie jako ich zięć. Baileyowie pragnęli też wnuka. Caroline była zbyt naiwna, by
przejrzeć, co się za tym kryje.
Pierwszą połowę następnego dnia spędziła z ojcem w szpitalu. Wczesnym popołu-
dniem wróciła do pracowni, by dokończyć biżuterię na zamówienie. Parę minut po szó-
stej, gdy wszystko było gotowe, przypomniała sobie o kolacji z Valentem.
- Czyżbyś zaczynała się dopiero teraz szykować? Wyglądasz jak nieboskie stwo-
rzenie! - zawołała Isabel na widok córki idącej po schodach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl