s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie wymigali.
Młoda para posłusznie znikła w sypialni. Jack zamknął za sobą drzwi
i popatrzył świeżo poślubionej żonie w oczy.
Ellie pierwsza przerwała milczenie.
- I co robimy? Wzruszył ramionami.
- Idziemy do łóżka. - Położył się na materacu. - Mam nadzieję, że nie
chrapiesz.
- Chyba żartujesz.
- Ani trochę. Mam płytki sen i chrapanie mnie budzi.
- Nie o to mi chodzi. - Zniecierpliwiona machnęła ręką. - Mam na
myśli naszą wspólną noc. Tutaj, razem.
Wsunął dłonie pod głowę.
- Nie mamy wyboru - zauważył trzezwo.
- Oszalałeś? Oczywiście, że mamy wybór. Zaczekamy, aż Robbie
zaśnie, i uciekniemy. Możemy też wyskoczyć przez okno.
- Mowy nie ma, to zbyt niebezpieczne. Nie mam ochoty wchodzić
twojemu kuzynowi w linię ognia ani też ryzykować postrzelenia w tyłek
podczas próby ucieczki. - Demonstracyjnie ziewnął i poklepał wolne
miejsce na materacu. - Zapraszam do łóżka... droga żono.
- Jack, przestań się wygłupiać - jęknęła przygnębiona.
- Wcale się nie wygłupiam. - Zerwał się z łóżka i błyskawicznie
podszedł do drzwi, gdzie stała Ellie. Oparł dłonie po obu stronach jej
głowy i pochylił się, aby dotknąć wargami jej ust. - Mamy przed sobą całą
noc. Wykorzystajmy ją jak najlepiej.
82
R S
Pocałował ją mocno, stanowczo. Nieoczekiwana pieszczota sprawiła,
że przed oczami Ellie świat zawirował wszystkimi barwami tęczy, a przez
jej ciało przetoczyła się fala gorąca.
Zarzuciła ręce na szyję Jacka, a on chwycił ją w ramiona i przeniósł
do łóżka. Wstrzymała oddech. Czuła się tak, jakby jej wnętrze płonęło.
- Przestań - wykrztusiła zadyszana i odsunęła go od siebie. - Nie
możemy tego robić.
Pocałował jej szyję, przesunął wargami po odsłoniętym dekolcie.
Jego palce rozpięły guzik spódnicy i rozsunęły zamek błyskawiczny,
odsłaniając pasek jedwabnej bielizny i koronki...
- Dlaczego? - mruknął. - Przecież tego właśnie chciałaś. Pragnęłaś
zdobyć najbardziej pożądanego kawalera w Chicago, to go masz.
Jego słowa z trudem przedarły się przez mgłę, która otoczyła zmysły
Ellie. O czym on mówi? Czy ten pyszałkowaty dureń naprawdę sądzi, że
odkrył jej prawdziwe pragnienia?
Odepchnęła go z całej siły.
- Gdy następnym razem postanowisz wrobić mężczyznę w
małżeństwo, postaraj się konsekwentnie dążyć do celu - poradził ostrym
tonem.
- Co ty wygadujesz?
Jack wstał i nerwowym ruchem wskazał drzwi, za którymi czuwał
uzbrojony Robbie.
- Aatwo was przejrzeć - wycedził. - Zaaranżowany ślub pod lufą
pistoletu. Panna młoda udająca, że stawia opór. %7łyłem w przekonaniu, że
poznałem wszystkie sztuczki kobiet, które postanowiły mnie usidlić.
Myliłem się. Opracowałaś świetny plan, gratuluję. - Powiódł wzrokiem po
jej odsłoniętym ciele. - Kiedy chcesz, jesteś naprawdę gorąca.
83
R S
Eleanor zarumieniła się i pośpiesznie zapięła bluzkę.
- Chyba nie uważasz, że to wszystko zaplanowałam - wymamrotała,
wzburzona. - Przecież sam tutaj wtargnąłeś...
- Daj spokój, celowo zostawiłaś odpowiednią wiadomość na mojej
sekretarce. Wiedziałaś, że przyjdę. Naprawdę, miałem wyrzuty sumienia,
że tak cię wykorzystałem. Teraz wiem, że na samym początku trafnie cię
oceniłem. Jesteś chciwą manipulatorką, gotową zrobić wszystko dla łatwej
kasy.
- Nie dbam o pieniądze - zaprotestowała.
- Za pózno na udawanie niewiniątka - warknął. - Miałbym uwierzyć,
że ten półgłówek, twój kuzyn, sam wpadł na pomysł ze ślubem? Co za
zbieg okoliczności: zaskakująco życzliwy pastor Caspar zjawił się tu
akurat dzisiaj. Dziwne, prawda? Powiedz mi, Ellie, czy naprawdę jesteś w
ciąży? A może wymyśliłaś sobie tę ciążę, aby łatwiej ci było wciągnąć do
planu kuzyna i jego kumpla?
Eleanor była blada jak kreda.
- Ten bałagan to twoja wina. Nic podobnego by się nie stało, gdybyś
nie postanowił utrzeć nosa siostrze. Gdybym była w ciąży, za żadne skarby
bym cię nie poślubiła.
- Akurat! A teraz, jeśli pozwolisz, mam ochotę się zdrzemnąć. Jutro
idę do pracy.
Obojętność w jego tonie podziałała na nią jak płachta na byka. Na
domiar złego, nie potrafiła zachowywać się równie zimno, jak on.
- Gdzie zamierzasz spać? - spytała z niechęcią.
- W łóżku, rzecz jasna. - Sięgnął po poduszkę i starannie ją
wytrzepał.
- To moje łóżko.
84
R S
- Nie jestem skąpy, podzielę się z tobą. Twojej cnocie nic przy mnie
nie grozi.
Wbiła w niego ciężki wzrok.
- Możesz spać na podłodze.
- Aż tak rycerski nie jestem.
Sięgnął do pasa i sprawnym ruchem rozpiął spodnie.
Policzki Ellie ponownie zapłonęły żywym ogniem. Błyskawicznie
wyskoczyła z łóżka i odwróciła się twarzą do drzwi. Kilka sekund pózniej
usłyszała szelest pościeli i pstryknięcie wyłączanej lampy. W sypialni
zapadł mrok.
Ellie się zawahała. Nie wiedziała, co powinna zrobić, ale z całą
pewnością nie chciała spać w jednym łóżku z Jackiem.
Zastanowiła się, czy powinna wyjść z sypialni i przespać się na
kanapie. Robbie z pewnością by jej nie powstrzymał, ale mógłby strzelić
do Jacka. Na pewno by go nie zabił, mógłby jednak przypadkowo ranić go
w stopę albo w dłoń. Albo w pośladek. Nie wolno jej było do tego
dopuścić.
Godzinę pózniej straciła tę pewność, gdy po raz kolejny obracała się
na twardej podłodze. Okropnie marzła, bolały ją kości. Nie była w stanie
opanować dreszczy. Przeklęte ogrzewanie musiało się znowu popsuć.
Nagle poczuła wokół siebie ciepłe ramiona, które uniosły ją bez
najmniejszego wysiłku.
- C...co ty robisz? - wykrztusiła.
- Tak głośno szczękasz zębami, że nie mogę zasnąć - mruknął.
- Wolę zamarznąć, niż leżeć z tobą w jednym łóżku - odparła z
wyższością.
85
R S
- Jak wolisz. Przynajmniej zaoszczędzę na prawniku, który musiałby
unieważnić małżeństwo. Tylko zamarzaj po cichu, dobrze?
Nie zdejmując ubrania, wsunęła się pod kołdrę. Usiłowała nie
zwracać uwagi na ciemny kształt spoczywający tuż obok, na wyciągnięcie
ręki.
- Miałabyś podstawy dochodzić legalności małżeństwa, gdybyśmy je
skonsumowali - zauważył swobodnie.
- Nie, dziękuję - prychnęła. Zaśmiał się cicho, ironicznie.
Ellie obudziła się i od razu wyczuła, że jest inaczej niż zwykle.
Zakręciło się jej w nosie. Nie znała tego zapachu. Nawet nie był
nieprzyjemny. Wydał jej się ziemisty, piżmowy... Męski.
Gwałtownie otworzyła oczy.
Muskularna ręka spoczywała zaledwie kilka centymetrów od niej.
Instynktownie się odsunęła, ale znieruchomiała, gdy Jack się poruszył i i
przetoczył na drugi bok. Wstrzymała oddech.
Nie obudził się. W przenikającym przez zasłony świetle poranka bez
ruchu obserwowała jego twarz. Zmarszczył wysokie czoło, między jego
brwiami pojawiła się głęboka kreska. Miał krótkie, ciemne rzęsy, dość
kształtny nos oraz nieznacznie odstające uszy, przez które wyglądał niemal
chłopięco. Wrażenie młodzieńczości zdecydowanie jednak osłabiał
poranny zarost. Usta Jacka wydały się Ellie pełne i zmysłowe.
Poczuła bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Jeszcze dwa dni temu
sądziła, że Jack jest kimś wyjątkowym. Dwa dni temu ucieszyłaby się z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]