s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ja również nie mogłem, choć wydaje mi się, że w noc
poślubną oznajmiłem ci, że jestem twoim posłusznym
niewolnikiem.
Owszem, mówił, ale Rebeka puściła tę uwagę mimo uszu, zbyt
przepełniona gniewem i nienawiścią. Czy powinna uwierzyć, że
Benedykt ją kocha? Nadal nie był przekonana. Zauważył
zwątpienie w jej oczach.
- Nie mam do ciebie żalu, że mi nie ufasz. Ale wysłuchaj mnie
do końca. Walczyłem, Boże, jak ja walczyłem z uczuciami, które we
mnie budziłaś. Sądziłem, że to lata spędzone w dżungli pozbawiły
mnie rozsądku. Nigdy nie wierzyłem w miłość, a tu wystarczyło
jedno twoje spojrzenie i zgłupiałem do reszty. Oszukiwałem
samego siebie. Dopóki wmawiałem sobie, że mszczę się za brata,
miałem usprawiedliwienie i nie przyznawałem się, że w głębi serca
czuję, że zdradzam jego pamięć, pożądając jego kochanki... Tej nocy,
kiedy kochaliśmy się po raz pierwszy, tu, w tym łóżku... -Jego oczy
pociemniały, położył wargi na jej czole, jakby nagle odczuł potrzebę
jej bliskości. - Przeżyłem najpiękniejsze i zarazem najgorsze chwile w
moim życiu. Fakt, że byłaś dziewicą, że nigdy nie należałaś
146 GRZESZNA NAMITNOZ
ani do Gordona, ani do żadnego innego mężczyzny, wprawił
mnie w osłupienie. Nic mi się nie zgadzało. Nigdy sobie nie
wybaczę, że tak podle na ciebie napadłem. To, co mówiłem
o tobie i Gordonie, miało tylko ukryć moją własną,
nieopanowaną namiętność, którą obciążały wyrzuty sumienia.
- Ale przecież nigdy nie chciałeś się ze mną zaręczyć ani
ożenić? - Może jej pożądał, ale nadal sprawiało jej ból
przeświadczenie, że jej nie kochał.
-Owszem, chciałem, Rebeko, tylko bałem się do tego
przyznać, nawet przed sobą. Resztę nocy spędziłem rozmyślając
o tym, co między nami zaszło. Podświadomie wiedziałem, że
nie jesteś zdolna do postępowania, o które cię
oskarżałem, a już z całą pewnością nie chciałem zrywać z
tobą znajomości. Nagle fakt, że jesteśmy zaręczeni, wydał mi się
bardzo ważny, a małżeństwo... właściwie czemu nie? Ja, który
nigdy nie wierzyłem w tę instytucję! W swej zarozumiałości
uznałem, że wystarczy zatelefonować rano i wszystko da się
naprawić. Ale było za pózno, a ja byłem zbyt dumny, by cię
błagać.
Zadzwonił i zaproponował, by pozostali narzeczonymi.
Rebeka odtwarzała w pamięci wydarzenia tamtych dni. Ale
zrobił to jakby od niechcenia. Przypomniała sobie jeszcze
jeden niezrozumiały fakt.
- Mówiłeś, że zle wyglądałam siedząc w pociągu. Skąd
wiedziałeś? Przecież nie wysiadłeś z samochodu.
- Nie odwróciłaś się, Rebeko. Gdybyś to zrobiła,
zobaczyłabyś, jak biegnę za tobą po peronie. Widziałem, jak
siedzisz przy oknie z oczami pełnymi łez, spuszczoną głową
i przeklinałem własną głupotę.
Chciała mu uwierzyć. Może gdyby wtedy jej to
GRZESZNA NAMITNOZ 147
powiedział, uwierzyłaby. Ale minione lata nauczyły ją przede
wszystkim ostrożności.
-Mogłeś wytłumaczyć mi to pózniej, na chrzcinach
- przypomniała cicho.
-Zamierzałem, ale byłaś taka chłodna i nieprzystępna.
Onieśmielałaś mnie.
- W to nigdy nie uwierzę - uśmiechnęła się.
- Niecałe metr sześćdziesiąt nic nie znaczącej osóbki onieśmielało
cię?!
- Rebeko, wystarczy jedno chłodne spojrzenie twych pełnych
wyrazu oczu, a kolana mi się trzęsą. Nie zauważyłaś tego jeszcze?
Szukała w jego oczach szyderstwa, ale znalazła tylko
powagę i smutek.
- Potem Mary doprowadziła mnie do białej gorączki
sugerując, że cię uwiodłem. Wściekłem się, sądząc, że opowiadałaś
jej o tym, jak się kochaliśmy. Całkowicie straciłem panowanie
nad sobą.
Pamiętała kłótnię w gabinecie. Nie tylko on stracił panowanie.
Ona także zrobiła parę krzywdzących uwag.
- Próbowałem ci powiedzieć zeszłej nocy... nie, noc wcześniej -
poprawił się. - Miałaś wtedy rację mówiąc, że próbuję na ciebie
zrzucić poczucie własnej winy, ale musiało minąć trochę czasu,
zanim to zrozumiałem...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]