s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czyżby?& rzucam im nieco drobnych?
powtórzono. A więc ocenia pan sytuację ludzkości jako
beznadziejną i bez wyjścia, signore?
Jeśli o mnie idzie, to tak, oceniam jako beznadziejną powiedział
wesoło młodzieniec. Ale przyznaję, nie zastanawiałem się nad tym
specjalnie, ostatecznie, nie jestem jeszcze pełnoletni.
Załóżmy, że pan dzięki swojemu majątkowi mógłby uratować
wielu ludzi od śmierci głodowej?
Ilu?
Obojętne, setki lub tysiące.
Byłoby ciekawie powiedział Hamilton junior bo wtedy
zaciukałyby mnie setki lub tysiące tych, których nie uratowałem. I
właśnie za to.
Siadaj, ty koprofilu powiedział drugi głos nie jest wykluczone,
że zaciukam cię, nim zdążysz zostać pełnoletnim.
W bezpośrednim pobliżu szałasu rozległo się kilka strzałów,
stwarzając w ten sposób odpowiednią atmosferę dla toczącej się
dyskusji.
Co to? zapytał młody człowiek. Strzelanina? Czyżby znów ktoś
na nas napadł?
Gdzie tam odpowiedział łagodny głos. Chłopcy się zabawiają.
A może chcecie mnie przestraszyć? powiedział Hamilton junior.
Zbędne. I tak mam pełne spodnie.
Czy zna pan prawa rynku, signore, prawo podaży i popytu?
Nie wiem wprawdzie, po co ten cały kidnaping powiedział
młodzieniec ale nie sądzę, abyście zrobili dobry interes. Nie jestem
wart ani złamanego centa więcej niż wszyscy. Nie ja wymyśliłem proch,
możecie mi wierzyć, panowie.
Wierzymy, signore.
Wspomniał pan o prawach rynku, czy nie tak? zapytał z troską
Hamilton junior. Nie sądzę, aby istniał tam popyt na moją skromną
osobę.
Nowe strzały za oknami.
Zobaczymy, signore.
Hamilton junior zadumał się.
A jak tego popytu faktycznie nie będzie?
To znaczyłoby, że spartoliliśmy robotę, a braki się odrzuca
powiedział łagodny męski głos.
Po zakończeniu tego raczej nieudanego i bezskutecznego
przesłuchania bandyci ponownie zakuli Hamiltona młodszego w kajdany
i wsadzili do samochodu. W jasny dzień, nie czyniąc już niemal
tajemnicy pruli przed siebie po szosie, z gazem do dechy, w górę i w dół,
ciągle naprzód. Zatrzymywali się bodaj z cztery czy pięć razy w
uprzednio przygotowanych i dobrze zabezpieczonych kryjówkach, gdzie
wymieniała się załoga samochodu, uzupełniano bak, a także częstowano
się talerzem gorącej zupy oraz kieliszkiem koniaku, nie wyłączając
więznia. Gdziekolwiek zatrzymywali się, wszędzie rozbijała się
dosłownie bania rozmaitych dzwięków, i niezwykle już wyczulony słuch
Hamiltona juniora z trudem wyławiał znane mu odgłosy kroków, warkot
zajeżdżających i odjeżdżających samochodów, zgrzyt hamulców, jakby
zajeżdżali na jakieś jarmarki. Bandyci posługiwali się licznym
personelem. Ilekroć zatrzymywali się, tyle razy wysadzali swego
więznia z samochodu, przechodzili z nim kilkaset kroków, po czym
znów wsadzali go do samochodu.
Musiałem im zgłaszać nawet to powiedział pózniej Hamilton
junior że chcę się wysikać. Wtedy brali mnie za ramiona, unosili w
górę i rozbierali. Nawet spodni nie mogłem sam rozpiąć. Zauważyłem
jednak, że trzęsą się im ręce, a więc bali się. Kiedy człowiek przez wiele
dni ma zawiązane oczy, wówczas jego pozostałe zmysły wyostrzają się
do tego stopnia, że zauważa drobne szczegóły, na które poprzednio nie
zwróciłby najmniejszej uwagi. W pierwszych miesiącach mojej niewoli,
póki jeszcze nie utraciłem nadziei i nie zobojętniałem całkowicie,
zauważyłem, że mój mózg pracuje o wiele sprawniej i szybciej niż
kiedykolwiek poprzednio i, słowo daję, był na takich wysokich obrotach,
jak obrabiarka. Teraz, niestety, znów stałem się głupawy. Czy to
możliwe, żeby zagrożenie do tego stopnia pobudzało człowieka?
Trzeciego dnia powiedział pózniej młodzieniec przynieśli mi
kawę i koniak. Dali mi tyle, ile tylko mogłem wypić i tak się wlałem, że
nawet z zawiązanymi oczyma widziałem wszystko podwójnie, to znaczy
nic! Kawa była mocna i gorąca, talerz makaronu też niezły, posypany
parmezanem i polany pomidorowym sosem. Wynikało z tego, że
znajdujemy się w jakiejś kulturalnej okolicy. Straciliśmy tam z pięć dni,
a ja w tym czasie wypiłem ze trzy litry koniaku i cały czas byłem spity w
sztok.
Czwartego lub piątego dnia wzięli mnie na spacer mówił pózniej
Hamilton junior. Po godzinie znów wsadzili do wozu, przejechaliśmy
kilka kilometrów, znów mnie wysadzono, przeszliśmy jakieś
pięćdziesiąt kroków po kamienistej i wyboistej ścieżce, zatrzymali mnie
tam, musiałem głęboko się pochylić i wówczas moje usta dotknęły
kamiennego obramowania górskiego zródła, napiłem się. I wtedy ktoś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]