s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pułkownik McCulloch, jeśli jest to ten sam człowiek, jest mordercą i oszustem, za
którego wyznaczono nagrodę. Moim zadaniem jest znalezienie go i zidentyfikowanie, a
następnie przekazanie sprawiedliwości. Zapewniam was, że jest to niesłychanie ważna
sprawa.
- Nie wątpię w to, a nawet przypuszczam, iż jesteś w nią osobiście zaangażowany,
prawda?
- Tak, jestem zdecydowany powalić tego mordercę na kolana, ale moje osobiste
motywy nie są tutaj aż tak ważne. Prawo zostało złamane, a przestępca wciąż jest na
wolności. Przekonałem się jednak, że sam nie dam rady tego zrobić. Mam spore fundusze
przeznaczone na to dochodzenie i dobrze zapłacę za każdą pomoc. Czy pomożesz mi, Shaw?
- Z przyjemnością, panie Harmon. Z przyczyn altruistycznych, ale również dla
pieniędzy. Nie wstydzę się przyznać, że dziennikarstwo to cholernie słabo płatne zajęcie, a
mój ojciec, równie bogaty jak pułkownik, przestał interesować się moimi wydatkami, odkąd
wylano mnie z Oxfordu. Zgadzam się więc na każdą cenę. Jakie masz plany?
- Będę twoim służącym. To umożliwi ci zorganizowanie i zapłacenie za wszystko,
podczas gdy ja będę prawie niewidoczny. Będę po prostu jezdził tam gdzie ty i woził bagaże.
Zgoda?
- Doskonale! Ale czy nie mógłbyś trochę popsuć tego akcentu i gramatyki? Nie
chciałbym przekonywać wszystkich, że naprawdę jesteś moim służącym, a nie nauczycielem.
- Wiem. Spróbuję.
- Myślę, że to kwestia czasu i praktyki. Teraz do rzeczy - zwrócił się do Doyle'a. - Jak
pan myśli, od czego powinniśmy zacząć?
- Myślę, że powinniście zacząć od opuszczenia jeszcze dzisiaj tej farmy. Głowa mi
pęka od czarnych myśli. Za pięć dolarów sprzedam wam mojego starego muła, który
wprawdzie jest trochę garbaty i na jedno oko ślepy, ale można jeszcze na nim jechać. Dla
służącego to aż za dużo. Mam dla Troya stare buty, a te wysokie niech zostawi tutaj. Ten
duży rewolwer włóż do worka na mąkę, a torby niech wezmie Robbie. Takie torby rzucają się
w oczy, zwłaszcza gdyby je niósł czarnuch. Jeśli chodzi o ciebie, Troy, to trzymaj język za
zębami, dopóki nie nauczysz się mówić tak, by nie wzbudzać podejrzeń.
Troy spróbował coś powiedzieć slangiem, jakiego używają czarni z Południa, ale
ciągle brzmiało to sztucznie.
- Musisz ćwiczyć - powiedział Doyle.
- Czy twój muł ma siodło? - spytał Troy.
- Nie. Czarnuchy jeżdżą na oklep, jeśli nie udało ci się tego jeszcze zauważyć. Musisz
się wiele nauczyć. Wezmiecie stąd wszystko, co będzie wam potrzebne. Troy musi trzymać
się z dala od miast tak długo, aż przestanie wyglądać na obcego. Przywiążecie do muła
gumowe płaszcze, koce, kocioł i garnki. Mamy dobrą pogodę na rozbicie obozu. Zanim
wyruszycie, napijemy się jeszcze tej whisky, dam wam obiad, a pózniej niech Bóg was
prowadzi. Nie ukrywam, że odetchnę, kiedy będziecie już w drodze.
O świcie dotarli do rogatek Waszyngtonu. Troy kiwał się na boki, kierując kościstym
mułem, którego kręgosłup przypominał zębate ostrze skrzywionej piły. Nie pomagało nawet
siedzenie na złożonym, starym kocu, ale zapomniał o bólu, kiedy zobaczył wynurzające się z
porannej mgły miasto. Dokładnie w tym momencie uświadomił sobie fizyczną rzeczywistość
swej podróży do dziewiętnastego wieku. Od samego początku, kiedy tu przybył, był zbyt
zajęty własną skórą, by przyjrzeć się otoczeniu. Ubrania uszyte z szorstkich tkanin, prosta
architektura domów, przypominały mu o wakacjach spędzanych na farmie. Nawet chaty
prezentowały się lepiej niż te, które widział w Wietnamie. Ale to była przecież stolica
państwa, które za kilkadziesiąt lat będzie światową potęgą!
Miasto było oczywiście mniejsze, o wiele mniejsze niż metropolia z końca
dwudziestego wieku. Było też jakieś inne bez neogreckich i rzymskich w stylu budynków
rządowych. Teraz budynki były mniejsze, wykonane z drewna i cegły, natomiast wąskie,
prawie pozbawione chodników ulice zapełniali piesi, konie i powozy. Konie! Ostry zapach
końskiego łajna zdominował wszystkie inne, łącznie z gryzącym węglowym dymem
połączonym z zapachem palonego drewna, który poczuli, przejeżdżając obok stacji. Troy
chciał się zatrzymać, ale kiedy dotarły do niego przekleństwa Shawa, szybko porzucił ten
zamiar, choć ciągle nie mógł oderwać oczu od błyszczącego czarnego silnika,
wypolerowanego komina, migoczącego mosiądzu i skraplającej się pary. Oczarowany
solidnością i masą tego wszystkiego, zdał sobie sprawę, że to nie historia, ale najbardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]