s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Serce zaczęło w nim walić, odskoczył od stołu i pobiegł przez duży pokój. Szybkim
ruchem otworzył drzwi i zapalił światło.
W rogu sypialni, przy warsztacie pies usiłował wykopać w podłodze dziurę. Całym
jego ciałem wstrząsało pełne przerażenia skomlenie, a pazury przednich łap skrobały
szaleńczo po linoleum, za każdym razem na próżno ślizgając się po jego śliskiej powierzchni.
- Wszystko w porządku, chłopcze! - Neville powiedział szybko.
Pies skoczywszy odwrócił się i wycofał się w róg z najeżonym grzbietem i szeroko
wyszczerzonymi żółtawymi zębami. Na wpół oszalałe piski dobywały się z jego gardła.
Nagle przyszło mu do głowy, na czym mógł polegać problem. Była noc i pies z
przerażeniem starał się za wszelką cenę zakopać w jamie.
Stał tak, patrząc bezradnie, a jego umysł odmawiał mu posłuszeństwa. Pies, cofając
się, schował się pod warsztat.
Leżał tam płasko przy ścianie, jakby chciał w nią przeniknąć, trzęsąc się cały.
Gardłowe warknięcia dobywały się z jego pyska.
W końcu wpadł na pomysł. Neville podszedł pospiesznie do swojego łóżka i wziął z
niego koc, który leżał na wierzchu. Potem wrócił do psa, schylił się i popatrzył pod ławę.
- W porządku, chłopcze - powiedział - w porządku.
Pies skurczył się jeszcze bardziej, kiedy Neville okrył go przyniesionym kocem.
Potem Neville wstał i poszedł do drzwi, gdzie stał przez chwilę i patrzył za siebie.
 Gdybym tylko mógł coś zrobić - myślał bezradnie.  Ale nawet nie mogę się do
niego zbliżyć.
 Cóż, jeśli pies mnie nie akceptuje, będę musiał użyć chloroformu. Wtedy
przynajmniej można będzie się nim zająć, opatrzyć jego łapę i jakoś go wyleczyć.
Wrócił do kuchni, ale nie mógł jeść. W końcu wyrzucił do śmieci to, co miał na
talerzu, a kawę wlał z powrotem do dzbanka. W dużym pokoju przygotował sobie drinka i
wypił go jednym haustem. Alkohol był niesmaczny, mdły. Odstawił szklankę i poszedł do
sypialni z ponurą twarzą. Pies zakopał się całkowicie w fałdach koca i ciągle drżąc, nie prze-
stawał wyć.
 Nie mogę teraz nic zrobić, to bez sensu, jest zbyt przestraszony.
Podszedł do łóżka i usiadł. Odgarnął w tył włosy, potem zakrył dłońmi twarz.
 Wyleczyć go, wyleczyć. Jego dłoń zacisnęła się w pięść i nieznacznie uderzyła w materac.
Potem nagłym ruchem włączył światło. Położył się w ubraniu. Leżąc, zrzucił z nóg sandały i
słuchał, jak z głuchym odgłosem spadały na podłogę.
Zapanowała cisza. Leżał, wpatrując się w sufit.  Czemu ja nie wstaję? Czemu nie
próbuję coś zrobić? Odwrócił się na bok.  Prześpię się trochę - przyszło mu do głowy.
Mimo to wiedział, że nie będzie spać. Leżał w ciemności, słuchając skomlenia psa.
 Zdechnie, zdechnie, pies zdechnie - myśli kołatały się w głowie -  nie ma na świecie
rzeczy, którą mogę dla niego zrobić.
W końcu, nie mogąc wytrzymać skomlenia, włączył lampkę przy łóżku. Kiedy w
skarpetkach szedł przez pokój, usłyszał, że pies gwałtownymi ruchami usiłuje wyrwać się z
koca. Jednak wyjąc z przerażenia i rzucając się na wszystkie strony, zaplątał się w jego
fałdach.
- Dobrze, już dobrze - powiedział - no, przestań.
Pies nie przestawał się rzucać, walcząc z Nevillem, który przyklęknąwszy położył
dłonie na jego ciele. W tym momencie rozległo się warknięcie i stłumiony odgłos kłapnięcia
psich zębów, które przez koc chciały złapać jego rękę. Nie kończyły się przy tym piskliwe
pojękiwania psa, a jego wycieńczonym ciałem wstrząsały dreszcze. Neville trzymał mocno
dłonie na ciele zwierzęcia, mówił do niego cały czas delikatnie, cichym głosem.
- Już dobrze, mały, dobrze. Nikt cię już nie skrzywdzi. Nie przejmuj się. Odpręż się
już. No, już, mały. Uspokój się. Spokojnie. No, już dobrze. Nikt cię nie skrzywdzi. Będę się o
ciebie troszczył.
Mówił tak do niego przez godzinę, a jego głos coraz bardziej przypominał
hipnotyczne mruczenie, które rozlegało się w ciszy pokoju. Powoli, z czasem i jakby z
wahaniem psie drżenie ustępowało. Na ustach Neville pojawił się uśmiech, kiedy tak do niego
mówił i mówił.
- Już dobrze, spokojnie. Zaopiekujemy się tobą.
Wkrótce pies leżał uspokojony, a jedynym jego ruchem był ciężki oddech. Neville
zaczął klepać psa po głowie, głaskał go po całym ciele, a prawą ręką klepał kojącymi
ruchami.
- Dobry piesek - powiedział cicho - dobry pies - zaopiekuję się teraz tobą. Nikt cię już
nie skrzywdzi, rozumiesz, mały, prawda? Oczywiście, że rozumiesz. Oczywiście. Jesteś
moim psiakiem, prawda?
Ostrożnie usiadł na podłodze, na chłodnym linoleum, ciągle poklepując psa.
- Dobry pies, dobry piesek.
Jego głos był pełen spokoju, brzmiał cicho, przepełniony rezygnacją.
Po około godzinie podniósł psa, który znów zaczął się rzucać i skomleć, ale gdy
Neville zaczął do niego mówić, uspokoił się.
Siedział tak na łóżku, trzymając owiniętego w koc psa na swoich kolanach. Trwało to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl