s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kto mógł ją winić? Te włosy, oczy, ramiona. Mniam. Pomyśleć tylko, że był kiedyś mój, a ja go
odrzuciłam przez...yy... pójście z nim do łóżka. Chyba.
- Co wy dwie tu robicie? - spytał z nutą niezadowolenia w głębokim głosie. Wiedziałam, że  wy dwie"
oznaczało Laurę. Nie miałam zamiaru wyjaśniać, że desperacja i samotność doprowadziły mnie do
kolejnego idiotycznego posunięcia. Zrobiłam zatem to, co zwykle:
- A może byś zajął się swoimi interesami choć raz? - warknęłam. - Jeśli chcę pokazać siostrze swój
interes, to mój interes, więc się do cholery nie interesuj! - Czyżbym nadużywała słowa interes?
Pieprzyć to. - Nie twój interes.
- Betsy! - jęknęła Laura.
- Cicho bądz.
Wykładów od pomiotu szatana - Miss 2005 - zdecydowanie nie potrzebowałam.
- Nie powinno jej tu być i dobrze o tym wiesz. Co ty sobie myślałaś?
- Ze powinieneś zająć się swoimi sprawami? I przestać łazić za moją siostrą?
- Chciałabym wrócić już do domu - sztywno stwierdziła Laura.
Otworzyłam usta, ale Sinclair mnie ubiegł.
- Pozwól, że ja cię odwiozę, Lauro - zaproponował, podając jej ramię.
- Oo. No cóż... - Spojrzała na mnie... po zgodę lub pomoc.
Nie byłam pewna... więc wzruszyłam ramionami.
- No to w porządku. Miło z twojej strony.
- Przyjemność po mojej stronie. Wyszli.
I już. Moje życie było oficjalnie beznadziejne. Gorzej niż beznadziejne. Miałam ochotę skoczyć z
klifu, ale wiedziałam, że przeżyję.
- Nalej mi whisky - powiedziałam Klausowi.
- Nie mogę - odrzekł przebiegle. - Nie zapłaciłaś za alkohol i skończyły się zapasy.
Oczywiście.
Całkowicie przybita pojechałam do domu.
Rozdział 24
Zanim rozbiłam się o jakąś witrynę, zadzwonił mój telefon. Jessica? Wyłowiłam go z torebki.
- Halo? Bess? Halo?
- Cześć, Betsy. To ja, Nick. Berry - dodał, jakbym mogła zapomnieć. Nick był gliną z Minneapolis.
- O, hej. - Byłam rozczarowana, ale bardzo starałam się to ukryć. - Kto nie żyje tym razem? -
zażartowałam.
- Kilka osób, ale nie dlatego dzwonię. Słuchaj, nie miałem okazji zobaczyć twojej nowej chaty, a wła-
śnie skończyłem pracę. Pomyślałem, że może do was wpadnę.
- Oo. Bardzo mi miło, że chcesz nas odwiedzić, Nick, ale czemu teraz?
- Cóż. - Usłyszałam w tle dziwny odgłos i zrozumiałam, że przeżuwa milky way. Nick gardził
pączkami. -Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale ostatnio wciąż mi chodzisz po głowie. Musisz
przyznać, że zeszłej wiosny, kiedy niemal umarłaś i zrobili ci sztuczny pogrzeb.
- No, zeszłej wiosny można było boki zrywać.
- A teraz latem te wszystkie trupy... Pewnie zabójca ruszył dalej, bo nie mieliśmy podobnych
morderstw od jakichś trzech miesięcy... ale w tamtą sprawę też byłaś zamieszana... i... Nie wiem.
Pomyślałem, że byłoby miło wpaść i nadrobić zaległości.
- No pewnie. - Wpadnij do nas na salony, glino. Tak naprawdę ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę,
był policjant, który znał mnie za życia, węszący po moim domu po mojej śmierci, ale nie miałam
pojęcia, jak mu odmówić i nie wzbudzić podejrzeń. - Właśnie jadę do domu. Pewnie jak typowy facet
nie zechcesz, żebym podała ci adres, co?
- Do zobaczenia za dwadzieścia minut - potwierdził.
Popędziłam do rezydencji, żeby ogarnąć bałagan, ale zdałam sobie sprawę, że zastępy pomocy
domowych Jessiki (kucharz, ogrodnik, facet z garażu, facet od parteru, pani od piętra, pani od roślin)
pewnie mnie uprzedzili. Dom był nieskazitelnie czysty i świeżo odkurzony. Nie było samochodu
Marca, ale Jessiki stał w garażu, więc wbiegłam na schody i zapukałam do jej drzwi.
- Jess? Detektyw Nick przychodzi pobawić się w Witaj Sąsiedzie. Nie najlepsza chwila na wizytę
gliny, ale szczerze mówiąc, kiedy jest dobra pora na takie odwiedziny? - Kiedy nie jesteś wampirem,
odpowiedziałam sobie. - W każdym razie, jeśli zechcesz zejść, będziemy w... - Gdzie? Gdzie była
strefa wolna od wampirów? - W jednym z salonów. Chyba.
Poszłam do piwnicy i znalazłam Tinę siedzącą w znacznej odległości od George'a. Robiła notatki,
a on szydełkował niekończący się zwój żółtej przędzy. Wyprodukował jakieś dziesięć metrów i nawet
nie oderwał wzroku, gdy krzyknęłam.
- Dałaś mu haczyk?
Usłyszałam parkujący samochód i nie poczekałam na odpowiedz Tiny. Przynajmniej George miał
zajęcie.
Nick czekał przed drzwiami, a ja zagrałam słodką idiotkę i  zapomniałam" go oprowadzić. Skończyło
się na pogawędce w małym salonie tuż przy holu.
- Niesamowite miejsce - zachwycał się, szeroko otwierając oczy. Jak zwykle dobrze wyglądał.
Mojego wzrostu, blondyn, szerokie ramiona, opalony. Och, opalenizna! Miło było spojrzeć na kogoś z
rumieńcami na twarzy. - Ty i Jessica niezle sobie radzicie.
- Ha! - odrzekłam. - Jess płaci za wszystko.
- No... tak. - Uśmiechnął się chłopięco. - Domyśliłem się. Znalazłaś już pracę? Nie żebyś
potrzebowała, jak sądzę.
Wskazał ręką pokój. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl