s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Odpowiedz brzmi nie .
- Słucham?
- Chciałaś mnie zapytać, czy kiedykolwiek brałem lekcje lanca, więc odpowiedz brzmi
nie . Mam wrodzony wdzięk i poczucie rytmu.
Przy kąciku jej ust ukazał się dołeczek.
- Tańczysz wspaniale i dobrze o tym wiesz. Ale ja chciałam zapytać cię o liścik, który
przesłałeś mi razem z deską.
Zmarszczył czoło, a jego bursztynowe oczy skupiły się na jej twarzy.
- Masz na myśli pięciofuntowy banknot?
- Nie. Sądziłam, że napisałeś coś osobistego. Przecież zadałeś sobie tyle trudu, żeby
naprawić tę deskę mojej matki.
- Boże, Constance, ty się czerwienisz!
- Nie napisałeś czegoś w rodzaju... no, listu miłosnego? Bo liścik znikł. Co w nim było?
- Nie były to wyznania miłosne. Po prostu wyrównałem z tobą rachunki. Przecież
założyliśmy się, nie pamiętasz? Gdy odwoziłem cię do Hastings House, a w każdym
razie starałem się tego dokonać, założyliśmy się o pięć funtów, że znajdziemy jakieś
suche miejsce w ciągu godziny. Przegrałem zakład, więc musiałem ci zapłacić.
- Nie. Tam musiało być coś więcej. Nie przysłałbyś mi tej deski bez jednego słowa.
Gdybym wcześniej dowiedziała się wszystkiego, gdybym nie zaufała Brownowi, nasze
sprawy mogłyby szybciej się ułożyć. Nie rozumiesz tego? Proszę cię, powiedz mi, co tam
napisałeś?
Przez chwilę miał taki wyraz twarzy jak pirat, zamierzający podważyć wieko skrzyni ze
skarbem.
- Nie pamiętam.
- Pamiętasz! Powiedz mi, Josephie.
- Nie wiem, o czym ty mówisz, kobieto.
170
- Nie próbuj wykręcać się Johnem Brownem. Wyznaj szczerze, co było w tym liście.
- Szczerze mówiąc, zdaje mi się, że zawinąłem pięć funtów w kawałek papieru ze starym
wzorem barwnika. A co myślałaś?
- Nie wiem. - Spojrzała za plecy męża, wyobrażając sobie, jakie cudowne słowa mogły
tam być napisane, słowa zrodzone z namiętności. - Może, że mnie kochasz. %7łe mam cię
nie szukać, bo wolałbyś zginąć marnie niż narazić mnie na niebezpieczeństwo. %7łe
dałbyś wszystko, co posiadasz, za kilka chwil ze mną.
- Skoro tak myślisz, to pewnie tak było, kochanie. - Wolno sprowadził ją z parkietu. -
Pójdziemy do domu?
- Mmm - westchnęła, opierając głowę na ramieniu męża.
Joseph odebrał jej szal i swoją laseczkę. Constance twierdziła, że żaden szanujący się
książę nie może wychodzić z domu bez laseczki, więc Joseph spędzał dnie na
zapominaniu laseczki w klubach, parlamencie i swoich firmach.
- Josephie, co naprawdę było w tym liście?
- Całkiem szczerze? Skinęła głową.
- Pięciofuntowy banknot zawinięty w kartkę ze wzorem na syntetyczny barwnik.
Wypisałem ten wzór z niemieckiego podręcznika.
- Po co przysłałeś mi wzór barwnika?
- Zawsze używam papieru po kilka razy. Ten wzór był niedobry, barwnik okropnie brudził.
Dlatego zawinąłem w tę kartkę pięciofuntowy banknot. A czy te pięć funtów dostałaś?
- Nie.
- Do licha. Nic dziwnego, że Hastings jest taki bogaty, jeśli dorabia sobie po pięć funtów.
- Josephie?
- Tak.
- Czy zrobisz coś dla mnie, jak wsiądziemy do powozu?
- Naturalnie.
- Pocałujesz mnie?
Zatrzymał się na schodach i zwrócił do żony:
- Czy już ci mówiłem, że cię uwielbiam?
- Ja też cię uwielbiam - odrzekła bez tchu.
- Do domu - powiedział w końcu. - Jedzmy wreszcie do domu.
Następnego ranka w plotkarskich kręgach rozeszła się następna opowiastka o księciu i
księżnej Millington. Podobno widziano ich, jak całowali się na schodach po balu w
Barrington House. W tę opowiastkę byli skłonni uwierzyć nawet najwięksi sceptycy.
Od autorki
Królowa Wiktoria naprawdę miała wśród lokajów szkockiego górala, Johna Browna.
Pierwszy raz zwrócił uwagę jej i jej męża, księcia Alberta, w początkach lat
pięćdziesiątych XIX w., gdy zaczynał służyć w Balmoral. Wkrótce stał się niezastąpionym
człowiekiem podczas wizyt królewskiej pary w Szkocji, a po śmierci księcia Alberta w
1861 roku - wiernym sługą pogrążonej w żałobie królowej.
Johna Browna nienawidzono, lecz również kochano. Książę Walii nie mógł znieść
człowieka, który kiedyś wytargał go za uszy i zaskarbił sobie niekwestionowany
szacunek królowej. Pod wieloma względami Brown łatwo osiągał to wszystko, czego nie
171
był w stanie zdobyć książę, co tego drugiego napełniało goryczą. John Brown był
przystojny, książę Walii nie był; Johna Browna radzono się w sprawach wagi państwowej,
księciu nigdy nawet nie pozwolono spojrzeć na oficjalny dokument; John Brown miał
prawie nieograniczony dostęp do królowej, syna natomiast królowa często unikała,
zdarzało się nawet, że nie była w stanie znieść jego obecności w tym samym pokoju.
Zawsze obarczała Edwarda winą za śmierć męża, ponieważ książę małżonek nabawił
się dolegliwości, która w końcu doprowadziła do jego zgonu, w czasie gdy próbował
zatuszować jeden z licznych skandali wywołanych przez Edwarda. Służba księcia Walii
często wadziła się z Brownem i jego ludzmi, czasem o błahostki, czasem o ważniejsze
sprawy.
Krążyły plotki, że królowa Wiktoria poślubiła Johna Browna. Ukazał się nawet pamflet
zatytułowany Pani Brown , którego anonimowy autor usiłował pokazać, kto w istocie
sprawuje władzę w królestwie. Również rzekomy romans królowej z, Brownem był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]