s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

 I ja tak myślę  zgodziła się Anna. Cieszył ją swobodny ton, na jaki potrafili
się zdobyć nawet po tak gorącej scenie, jaka przed chwilą miała miejsce.
Zastanawiała się, czy to znaczy, \e mogą być z Samem nie tylko kochankami, ale
równie\ przyjaciółmi.  Wydaje mi się, \e podjęliśmy na dziś wystarczająco du\o
decyzji. Kiedy uporamy się ze sprawami podstawowymi, zaprojektuję dekoracje
świąteczne. Biorąc pod uwagę towar, którym handlujesz, proponuję na początek
choinkę w ka\dym pokoju.
 To nie będzie trudne  roześmiał się Sam.
 Chciałabym równie\ wykorzystać twoje stare zabawki ze schowka. Nie masz
nic przeciwko temu?
 Widzę, \e chcesz stworzyć prawdziwie nostalgiczny nastrój.
 Czy nie tego spodziewają się ludzie z telewizji...  Przerwał jej dzwonek
telefonu. Sam nie ruszał się z miejsca. Anna spojrzała na niego pytająco, 
Powiedziałaś, \e chcesz, \eby przez dwie godziny nikt nam nie przeszkadzał. Nasz
czas się nie skończył  wyjaśnił.
 Mo\e nie, ale nie znoszę, jak dzwoni telefon.
 Powinienem był go wyłączyć  westchnął, wstając z sofy.  Zało\ę się, \e to
znowu Estelle Terwiliger.  Poszedł niespiesznie do telefonu w kuchni. Po kilku
minutach był ju\ z powrotem.  Teraz chce sadzawki  powiedział zrezygnowany.
 Skutej lodem sadzawki, po której będą się ślizgać ły\wiarze. Nie wystarczy jej,
ze wciągnęła w to sarenkę Bentsonów i \e zmusi to biedne zwierzę do noszenia
rogów...
 Rogów? Nie rozumiem...
 Rogów renifera  wyjaśni! Sam, siadając cię\ko na sofie.  Chce
zorganizować przejazd Zwiętego Mikołaja w saniach z dzwoneczkami przez
zaśnie\one ulice Sumersbury. Zamierza wmówić ludziom z telewizji, \e to nasza
lokalna tradycja. Kazała dzieciakom Bentsonów przyzwyczajać sarenkę do
ciągnięcia wózka. Bóg jeden wie, gdzie znajdzie sanie.
Wyglądał na prawdziwie przybitego. Annie zrobiło się go \al.
 Często do ciebie dzwoni?  spytała współczująco.
 Codziennie. Powołała ju\ do \ycia chór, a zamiast organów całą orkiestrę.
Stąd pomysł sadzawki i ły\wiarzy.
 Orkiestra będzie na ły\wach?  zdziwiła się Anna.
Sam zerknął na nią i parsknął śmiechem.
 Jeszcze nie. Ale jak będzie miała więcej czasu, pomyśli i o tym. Na razie
orkiestra ma grać  Walca ły\wiarzy" przy sadzawce, której jeszcze nie ma, a
zakładając, \e będzie i \e chwyci mróz, i zetnie ją lodem, ły\wiarze w kostiumach
będą się po niej ślizgać przy akompaniamencie muzyki. To równie\ ma być lokalna
tradycja.
 Czy Sumersbury nie ma jakichś świątecznych tradycji poza tymi, które
wymyśla Estelle?
 Niech się zastanowię  Sam podrapał się po policzku.  Dzień po Zwięcie
Dziękczynienia rozwieszamy na głównej ulicy kilka starych dekoracji. Zwykle w
tym pomagam. Zamierzałem właśnie zaproponować, \ebyśmy się zło\yli na nowe
lampki. Teraz zostawię to Estelle. Na pewno zbierze tyle, \e obwiesi całe miasto
kolorowymi światełkami.
 I to ju\ wszystko? Kilka dekoracji?
 W kościołach odprawiane są specjalne nabo\eństwa i... To chyba tyle, poza
tym, \e Edgar Madison zaczyna pić w Zwięto Dziękczynienia i nie trzezwieje do
końca grudnia.
 Zaczynam rozumieć, dlaczego Estelle tworzy nowe tradycje. Chce, \eby
Sumersbury dobrze się prezentowało...
Zadzwonił kolejny telefon.
 O Bo\e  jęknął Sam i powlókł się do kuchni. Kiedy wrócił i usiadł koło
Anny, w jego twarzy widoczne było zniecierpliwienie.
 Znowu Estelle?  spytała.
 Nie. Gorzej.
 Po tym, jak na nią narzekałeś, nie wyobra\am sobie nikogo, kto mógłby być
od niej gorszy.
 To dlatego \e nie znasz mojej matki.
 Dzwoniła twoja matka?  spytała zdziwiona.
 Tak.  Spojrzał na nią.  Dowiedziała się o moim sukcesie i programie
telewizyjnym. Chce na ten czas przyjechać do mnie z Bostonu. Po to, \eby być w
telewizji. Bo\e, miej nas w swojej opiece.
Anna przysunęła się i poło\yła mu rękę na ramieniu.
 To niesprawiedliwe, prawda? Napracowałeś się, \eby coś osiągnąć, a teraz
ka\dy chce upiec przy tym własną pieczeń.
 Ka\dy, prócz ciebie. Zało\ę się, \e wolałabyś na ten czas zostać Nowym
Jorku  powiedział, uśmiechając się do niej.
 Szczerze mówiąc, tak.
 Byłbym ci wdzięczny, gdybyś jednak przyjechała do Sumersbury i pomogła
mi przez to przejść.
 Masz na myśli  Walc ły\wiarzy",  Bóg się rodzi" i  Ave Maria"?
 Między innymi  roześmiał się.  A więc zgadzasz Się?
 Jasne.  Nie potrafiła odmówić mu swojego wsparcia.  Przyjadę.
 Dzięki.  Spojrzał jej w oczy.  Zatem jesteśmy umówieni.
Poczuła przypływ namiętności i odwróciła wzrok.
 W takim razie pojadę do Tessie i wypytam ją o patchworki, a przy okazji
poradzę się jej w sprawie tkania.
 Jak ci idzie?
 Zwietnie. Mam zamiar zrobić coś dla klientki, miłej starszej pani o
wyrafinowanym smaku i skromnym bud\ecie. Chce kupić ręcznie tkaną chustę na
komodę, a ja dokładnie wiem, o co jej chodzi. Mogę ją dla niej zrobić za połowę
tego, co zapłaciłaby w sklepie i policzyć jej trochę powy\ej kosztów własnych.
 Nie rób tego  ostrzegł ją Sam,  śądaj uczciwej zapłaty za swoją pracę.
 Ale\ dla mnie to sama przyjemność. Chętnie zrobię dla niej to, co chce za
tyle, na ile ją stać. Czy to nie ty robiłeś mi wykłady o dobrym sąsiedztwie?
 Mo\e masz rację. Moja babka te\ sprzedawała swoje wyroby poni\ej ich
wartości. Ale zawsze wydawało mi się, \e gdyby tylko spróbowała, mogłaby niezle
na nich zarobić.
 Mo\e tkanie nie sprawiałoby jej tyle radości, gdyby zarabiała nim na \ycie.
 Mo\e.
 Muszę ju\ iść  oznajmiła, zbierając swoje papiery.
 Podwiezć cię?
 Nie trzeba. Wrócę ście\ką przez las.
Weszli do kuchni.
 Chętnie cię odprowadzę.
 Dziękuję, ale oboje mamy mnóstwo pracy. Zwłaszcza ty  dodała w chwili, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl