s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie pamiętam pana, proszę się nie gniewać. Ale wie pan, jak to jest. Te mundury w
szkole zamazują indywidualność człowieka...
Jechali. Staś wypytywał o szkołę i gawędzili bardzo przyjemnie, żartując i
wspominając poszczególnych nauczycieli. Kalinowski nawet zwolnił bieg konia, żeby ta miła
wycieczka nie zakończyła się za szybko.
- Wystarczy do Zabłudowa - powiedział bowiem Florian. - Kolegi ojciec jest tam za
swoimi interesami. Będzie do szóstej, tyle mam czasu. Gdybym się nie stawił, musiałbym
drałować piętnaście wiorst do Białegostoku. Byłoby to wprawdzie piękne osiągniecie
sportowe, ale nie wiem, jak bym się wytłumaczył przed ciotką.
Nowy znajomy tak się spodobał Stasiowi Kalinowskiemu, że był gotów odwiezć go
nawet do Białegostoku. Florian podziękował jednak za uprzejmość, nie chcąc niepokoić ojca
kolegi, mającego czekać w Zabłudowie.
- W mieście zapraszam na kufelek - porozumiewawczo przymrużył oko. - Chyba pan
nie odmówi?
Staś zawahał się, ale po chwili wyraził zgodę. Był dumny, że starszy kolega uważa go
za dorosłego i godnego zaproszenia na poczęstunek. Na chwilę zapomniał, że wybierał się do
Ryboł, a potem wyjazd tam przełożył na następny tydzień.
Dojeżdżali już prawie do pierwszych zabudowań Zabłudowa, gdy w perspektywie
drogi zamajaczyły nagle charakterystyczne sylwetki, by po chwili przekształcić się w kilku
kozaków.
Na widok patrolu postawa Floriana zmieniła się. Przestał się uśmiechać, jego twarz
spoważniała.
- O! - mruknął. - A ci skąd się tu wzięli...
Staś też był zaskoczony widokiem żołnierzy na polnej drodze. Jechali stępa na wprost
sań, piki przy ich siodłach kołysały się miarowo.
- Jeżdżą tylko i węszą - burknął Florian nieprzyjaznie.
Jego ręce dość niespokojnie obracały woreczek. Kalinowski domyślił się, że nowy
kolega prawdopodobnie przenosi coś podejrzanego i rzucił przez zęby:
- Pod słomę. Może nie będą szukać.
Florian zastosował się do rady, ale miał wątpliwości.
- Dziękuję za pomoc, kolego. Gdyby jednak chcieli przeszukać sanie, to biorę
wszystko na siebie. Niech pan aby nie struga bohatera.
Zaimponował Stasiowi śmiałością i pewnością siebie. Nie mieli już czasu cokolwiek
mówić, ponieważ patrol podjechał blisko, zwolnił i uważnie przyglądał się pasażerom sań.
Kozacy mieli na sobie krótkie kapoty i czapki obszyte baranim futrem, piki na długich
trzonkach trzymali na sztorc. Dowodził wąsaty, starszy i siwy człowiek. Nie miał pagonów
na palcie, a tylko jakieś naszywki na rękach i domyślili się w nim podoficera.
Stanęli na środku drogi i w milczeniu lustrowali młodych ludzi na saniach. Staś czuł,
jak drżą mu ręce trzymające lejce.
Przejechali.
Kalinowski miał ochotę się obejrzeć, ale z całych sił walczył, by tego nie zrobić.
Wydawało mu się, że kozacy namyślili się i jadą za nimi, aby jednak sprawdzić, czy nie
ukrywają w słomie czegoś nielegalnego. Nastawił uszy, nasłuchując końskich kroków i
dopiero po dłuższej chwili odetchnął z ulgą.
-Uff!
Sawicki uśmiechnął się i mrugnął zawadiacko.
- Mało brakowało - oświadczył swobodnie.
Wygrzebał spod słomy swój worek i poklepał go z zadowoleniem. Staś nie patrzył na
Floriana, gdy odważył się zapytać, co jest w worku. Nowy znajomy odchylił brzeg płótna.
- Przecież nikomu nie powiesz... - zauważył raczej niż zapytał.
Staś spojrzał i serce w nim zamarło, gdy zobaczył dwa rewolwery, czarne,
oksydowane, z rękojeściami wyłożonymi masą perłową. Wyglądały na używane. Serce mu
waliło, miał ochotę zadać wiele pytań, ale się nie odezwał.
- Nie bój się - uspokajająco odezwał się Sawicki zawiązując worek. - To nie są
narzędzia bandytów. Czasy dziś takie, że nie tylko bandyci zmuszeni są używać podobnych
instrumentów.
Nie ujawnił, kto jest właścicielem broni i pozwolił Stasiowi domyślić się
przeznaczenia rewolwerów.
- Cicho sza! - mruknął tylko. - Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl