s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

widzê to w panu wyraxnie.
 Zawo³am policjê!  mê¿czyzna zdradza³ ju¿ takie przera¿e-
nie, ¿e pomieszanie zmys³Ã³w zdawa³o siê w jego przypadku nie-
uniknione, ale okazywa³ te¿ zdecydowan¹ wSciek³oSæ.
 No to jak?  zapyta³ powa¿nie Izajasz, niezra¿ony agre-
sywnoSci¹ przechodnia.  Wo³a pan diab³a czy policjê?
Mê¿czyzna szarpn¹³ siê ruchem wê¿owym i zostawiwszy
w d³oni Izajasza Anio³a strzêp welwetowej marynarki w kratê,
pobieg³ w kierunku przystanku i wskoczy³ w nadje¿d¿aj¹cy au-
tobus. Przez moment widzia³em jeszcze mimo mg³y rzedniej¹cej
powoli, jak ¿wawo gestykulowa³, objaSniaj¹c coS wspó³pasa¿e-
rom, stuka³ palcami w szybê, wskazywa³ na Izajsza Anio³a i na
mnie, a potem  tak jest, tak to by³o  zacz¹³ krêciæ na czole
kó³ka. Chaotycznie i niedok³adnie, ale na pewno  kó³ka. Od-
wróci³em siê zawstydzony. Mg³a rozwia³a siê szybko i ca³a z³a
elektrycznoSæ wyraxnie usz³a z powietrza. RzeczywistoSæ, ulica
i niebo rozjaSni³y siê do naturalnych kolorów, szaroSæ tynków
i zieleñ trawników powróci³y jak gdyby nigdy nic. Ale mnie, chy-
ba wci¹¿ pod wra¿eniem zajScia, ta widzialna, taka zdawa³oby
siê normalna, naturalna i ³agodna przezroczystoSæ i oczywistoSæ
ca³ego osiedlowego Swiata nagle wyda³a siê nieprzyzwoicie naga,
nieoczywista i wcale nie taka ³agodna. Sta³em wiêc wystraszony
i nie odzywa³em siê wcale.
Tymczasem Izajasz Anio³ patrzy³ za autobusem i mrucza³
pod nosem modlitwê za duszê nieszczêsnego mê¿czyzny. Widzia-
³em, jak jego wargi uk³ada³y siê w delikatne s³owa, jak formo-
wa³y sylaby, jak ca³y Izajasz Anio³ uczestniczy³ w tej chwili. Iza-
jaszowi zale¿a³o naprawdê.
*
Nauki, jakie w domu Izajasza Anio³a pobiera³em od dwuna-
stego roku ¿ycia sam, a kilkanaScie lat póxniej  doSæ krótko, bo
szybko uciek³a  z moj¹ niechêtn¹ im jasnowidz¹c¹ Luiz¹ w okre-
sie naszego tajnego i nieoficjalnego narzeczeñstwa, a tak¿e przez
74
pewien czas póxniej, nauki te g³êboko przeora³y moj¹ Swiado-
moSæ, a i na jasnowidz¹cej Luizie pozostawi³y tak zwane 
z braku precyzyjniejszej nazwy  Slady, pozostawi³y tak zwane
niezacieralne i nie do zmazania piêtno. Luiza siê buntowa³a,
buntowa³ siê ca³y jej buddyzm, buntowa³ siê jej feminizm, bun-
towa³a siê jej filozofia oparta na ekofeministycznych m¹droSciach,
jej charakter podpowiada³ jej sprzeciw, jej ucieczka by³a kwesti¹
czasu. Jednak ja naciska³em stanowczo, zale¿a³o mi, by ich ze
sob¹ poznaæ, choæ nie wiedzia³em, jakie mog¹ byæ skutki zetkniê-
cia dwóch tak podobnych w gruncie rzeczy natur. Z pocz¹tku
zachêca³em Luizê, opowiadaj¹c jej, jak to siê sta³o, jak dosz³o do
mojego spotkania z pompatycznym Izajaszem Anio³em. Póxniej
zrezygnowa³em, lecz jeszcze póxniej  wiedzia³a ju¿ wszystko.
*
 Nie raz i nie dwa razy usi³owa³em przypomnieæ sobie 
opowiada³em Luizie o pocz¹tku tej znajomoSci  jak dosz³o do
mojego pierwszego spotkania z osob¹, a raczej osobowoSci¹ Iza-
jasza Anio³a, wystêpuj¹cego zawsze  jak twierdzi³  w otocze-
niu niewidzialnych, lecz doskonale wyczuwalnych anio³Ã³w stró-
¿Ã³w i innych, kr¹¿¹cych wokó³ jego atletycznej postaci.  Mój anio³
stró¿ czasami przysypia  mówi³ Izajasz Anio³  ale nawet jak
Spi, to jest blisko. Nawet jak Spi, to kr¹¿y wokó³ mnie inny anio³
niebiañski . I Smia³ siê g³êbokim, niecodziennym Smiechem, ta-
kim Smiechem, którego ludzie nie potrafi¹ zrozumieæ i poznaæ.
 Nie raz i nie dwa razy  opowiada³em Luizie  usi³owa³em
przypomnieæ to sobie i wychodzi³o mi zawsze, ¿e Izajasza Anio³a
spotka³em po raz pierwszy w drodze ze Slubu jednego z moich
szkolnych nauczycieli, kiedy to w tramwaju linii trzydzieSci trzy
albo trzydzieSci szeSæ rozgorza³ miêdzy mn¹ a kole¿ankami spór
o tak zwane prawo do aborcji. JakbySmy, maj¹c po te swoje dwa-
naScie lat, mieli pojêcie, co to naprawdê jest. Izajasz Anio³, któ-
rego trudno by³o nie zauwa¿yæ, wtr¹ci³ siê wtedy i od razu zdo-
minowa³ dyskusjê, zamieniaj¹c j¹ w monolog, kazanie i wyk³ad.
By³a to jego normalna taktyka i potem doSwiadcza³em jej czê-
sto, tamtego jednak dnia uleg³em pierwszej, g³êbokiej i trwa³ej 
75
bo starczy³o na kilkanaScie lat  fascynacji. A na sposób mówie-
nia Anio³a zwróci³em uwagê, poniewa¿ by³ on retorycznie i eu-
rystycznie mistrzowski, stylistycznie bezb³êdny i mia¿d¿¹cy pod
wzglêdem precyzji logicznej, w której Izajasz Anio³ celowa³. Nie
pamiêtam jego argumentów, pamiêtam jedynie, ¿e w aborcji wi-
dzia³ narzêdzie diab³a, niszcz¹cego i zabijaj¹cego. Pamiêtam tak-
¿e, ¿e kiedy wysiad³ w deszczu na swoim przystanku, gdzie
i ja tak¿e wysiada³em, zdj¹³ sanda³y, wzi¹³ je w praw¹ rêkê, lew¹
chwyci³ mocno d³oñ swojego kilkuletniego syna i pocz³apa³ nie-
bywale dostojnie asfaltow¹ dró¿k¹, robi¹c piorunuj¹ce wra¿e- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl