s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

części domu i wypłoszyć mieszkańców na oświetlony ganek, prosto pod lufy dwóch agentów
z M16. Jakby i tego było mało, gdzieś między drzewami, niewidoczny nawet dla Andie,
pozycję zajął snajper, który z odległości dwustu metrów potrafił odstrzelić kapsel z butelki
piwa.
Andie nie widziała, co się dzieje za domem, ale słyszała ich rozmowę przez radio.
Elektroniczne popiskiwanie ustało i w słuchawkach zabrzmiał szept Harlanda:
- Na trzy mamy zielone. - Liczył powoli, z rozwagą, jak człowiek, który zamiast krwi ma
w żyłach lodowatą wodę. Na  trzy" rozległ się trzask wyłamywanych drzwi i sypiącego się
szkła. Andie była pewna, że zaraz padną strzały, ale nie, wciąż słyszała tylko okrzyki
Harlanda i przeczesujących dom agentów.
- Gleba! Gleba! Na podłogę!
Seria głośnych trzasków i znowu czyjś krzyk. Ci obstawiający dom od frontu wyszli z
ukrycia i podbiegli bliżej ganku. I nagle obydwaj upadli na ziemię, bo w domu huknął
wystrzał. Był tak głośny, że Andie usłyszałaby go nawet bez słuchawek. Agenci wycofali się
za drzewa, a ona przypadła do ziemi i ostrożnie wystawiła noktowizor za brzeg rowu, żeby
sprawdzić, co się dzieje.
Kilkanaście sekund pózniej otworzyły się drzwi i na ganek wyszedł Harland. Dał znak
ręką i rzucił:
- Czysto.
Andie zerwała się na równe nogi i popędziła przed siebie. Tuż za nią biegł technik i
specjalista od medycyny sądowej. Jeśli była tam Mia, Andie musiała z nią porozmawiać.
Musiała również porozmawiać z porywaczem - jeśli jeszcze żył - bo nie chciała, żeby jakiś
sprytny obrońca powiedział potem w sądzie, że jego klient przyznał się do przestępstwa z lufą
pistoletu przystawioną do głowy. Wpadła do środka - Harland był w sypialni. Wraz ze swoim
podwładnym stał nad tęgim mężczyzną, który leżał zwrócony twarzą do wzorzystego
zielonego dywanu. Mężczyzna był tylko w bokserkach. Ręce miał skute na plecach
plastikowymi kajdankami, ale wyglądało na to, że jest cały i zdrowy.
- Gdzie jest Mia Salazar? - krzyknął Harland.
- Nie wiem, o czym pan mówi! - odparł grubas trzęsącym się głosem.
- Gdzie ona jest? - ryknął Harland.
- Co z obiektem w przebudowanym garażu? - spytała Andie.
- To rottweiler.
- Zastrzelili mojego psa - wychrypiał grubas, wciąż z twarzą wciśniętą w dywan. -
Dlaczego zastrzeliliście mojego psa?
- Zamknij się! - warknął Harland.
- Zastrzeliliście jego psa? - spytała Andie.
- To był potwór. Tak wielki, że w podczerwieni wyglądał jak człowiek. Kiedy
wyłamaliśmy drzwi, skoczył mi do gardła.
- Podam was do sądu, sukinsyny, przysięgam! - krzyknął grubas.
Harland wydał rozkazy podwładnym.
- Sprawdzić strych. I przestrzeń między strychem i dachem. Jeśli ona tu jest, musimy ją
znalezć, i to szybko!
Do pokoju wszedł technik.
- Tu jej nie ma - powiedział.
Harland łypnął na niego spode łba.
- A technicy nie mają tu nic do gadania.
- Zwietnie, szukajcie dalej - odparł tamten. - Henning, zerknij na jego komputer.
Przeszli do pokoju telewizyjnego. Rozjarzony ekran monitora puszczał zajączki na
chropowatym suficie.
- Zaawansowana technologia - powiedział technik. - Plazma, dwadzieścia jeden cali.
Ulubiony sprzęt graczy i onanistów.
- A kim on jest?
- Sądząc po ciasteczkach na twardym dysku, jednym i drugim.
- A więc to on?
- A gdzie tam. To nosiciel, nie pasożyt.
- To znaczy?
Technik kliknął myszką i na ekranie pojawił się obraz.
- Oto, co nasz porywacz wysłał mu rano z punktu ksero. Pewnie w formie e-maila z
darmowymi pornosami, które wgrały się na dysk, kiedy facet odpalił komputer. Plik przykleił
się w podfolderze Windowsów jak wirus internetowy. Z tym że z technicznego punktu
widzenia to nie jest wirus. To zwykły plik tekstowy. Spójrz.
Technik kliknął na podfolder, otworzył plik i Andie przeczytała szyderczy list:
Głupcy! Ułatwiacie mi życie! Wysyłam zainfekowany e-mail do karanego gwałciciela, a
wy, idioci, rzucacie się na niego jak stado psów. To nie on. Dobrze przemyślcie wysokość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl