s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

50
IMPRESARIO POD KANAPĄ
HISTORIA ZAKULISOWA
Grano właśnie Wodewil z przebieraniem. Młoda, urocza aktorka Kławdia Matwiejewna
Dolska–Kauczukowa, całym sercem oddana świętej sztuce, wbiegła do swojej garderoby i
szybko zaczęła zrzucać strój Cyganki, aby w mgnieniu oka przywdziać strój huzara. Pragnąc,
by kostium leżał na niej możliwie gładko i pięknie, żeby nie było na nim najmniejszej
zmarszczki, utalentowana artystka postanowiła zdjąć z siebie wszystko, do ostatniej nitki, i
włożyć mundur bezpośrednio na strój Ewy. Właśnie w chwili kiedy Kławdia Matwiejewna
rozebrała się i drżąc leciutko z zimna zabrała się do wygładzania huzarskich rajtuzów, dobie-
gło ją nagle czyjeś westchnienie. Artystka zdziwiła się i nadstawiła uszu. Znowu usłyszała
westchnienie, a nawet jak gdyby szept:
– Ciężkie są nasze grzechy... Och–ch!...
Artystka rozejrzała się ze zdumieniem, a ponieważ w garderobie nie dostrzegła nic podej-
rzanego, postanowiła na wszelki wypadek zajrzeć pod jedyny znajdujący się tam mebel – pod
kanapę. I cóż? Pod kanapą ujrzała wyciągniętą ludzką postać.
– Kto to? – zawołała odskakując z przerażeniem od kanapy i zasłaniając się huzarską kurt-
ką.
– To ja... ja... – rozległ się spod kanapy drżący szept. – Proszę się nie bać, to ja... Tss!
W nosowym szepcie, przypominającym skwierczenie patelni, artystka bez trudu rozpoznała
głos impresaria Indiukowa.
– To pan?! – zawołała z oburzeniem, czerwona jak piwonia. – Jak.. jak pan śmiał? To pan
tu cały czas leżał, stary łajdaku? Tego tylko brakowało!
– Dziecinko... złotko moje! – syknął Indiukow wysuwając spod kanapy łysą głowę. – Nie
gniewaj się, kochaneczko! Możesz mnie zabić, zdeptać jak gada, tylko nie rób krzyku! Nic nie
widziałem, nie widzę i nie chcę widzieć! Niepotrzebnie się pani zasłania, złociutka, piękności
ty moje. Niech pani wysłucha starca, który jedną nogą już jest w grobie! Jeżeli leżę tu pod
kanapą, to tylko gwoli ocalenia! Ginę! Niech pani spojrzy: włosy stoją mi dęba! Prindin, mąż
mojej Głaszeńki, przyjechał z Moskwy. Teraz chodzi po teatrze i dybie na moje życie. Zgro-
za! A przecież pomijając Głaszeńkę winien jestem temu łotrowi pięć tysięcy rubli.
– A co mnie to obchodzi? Wynoś się pan stąd natychmiast, bo jak nie, to... to sama nie
wiem, co z panem zrobię, łajdaku jeden!
– Tsss! Słoneczko, tss! Błagam panią na klęczkach, czołgam się u stóp! Gdzież mogę się
przed nim ukryć, jak nie u pani? Przecież on mnie wszędzie znajdzie, tylko tutaj wejść się nie
odważy. Błagam panią! Zaklinam! Widziałem go dwie godziny temu. Stoję sobie za kulisami
podczas pierwszego aktu, patrzę, a tu Prindin wchodzi z parteru na scenę.
– A więc pan tu leżał przez cały czas przedstawienia! – przeraziła się artystka. – I.. i
wszystko pan widział?
Impresario rozpłakał się.
– Drżę cały! Dygocę ze strachu! Królowo moja, dygocę! On mnie zabije, ten łotr przeklęty.
Przecież już raz strzelał do mnie w Niżnim... Nawet w gazetach o tym pisali!
51 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl