s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Awansowano mnie.
- Gratuluję.
Dziękuję. Gdzie są twoje bagaże?
Diabli wiedzą. Powiedzieli, że muszę przejść kwarantannę i że odbiorę je w terminalu.
Prawie pół godziny zebrało mi odszukanie moich zagubionych rzeczy. W końcu Dal zaprowadził
mnie do rządowej awionetki stojącej na przeznaczonym dla Bardzo Ważnych Osób parkingu.
Gdy otworzył drzwiczki, zauważyłem, te wewnątrz już ktoś siedzi.
Duncan MacErloy, chciałbym przedstawić ci mojego drugiego współpracownika, Hrala
Saarotha powiedział Dal.
Siedzący do nas plecami towarzysz Dala odwrócił się, zaś moja ręka automatycznie, wyciągnęła
z kabury miotacz. Hral Saaroth ubrany był w szary mundur Teladorańskiej Straży Czasu, jednak
jego twarz była twarzą Dalgira!
Ssaroth zauważył moje zdziwienie i uśmiechnął się. Stojący za mną Dal wybuchnął śmiechem.
Być może powinienem cię ostrzec, - powiedział Dal. Hral jest jednym z naszych
pierwszych agentów i powrócił właśnie ze swej piętnastoletniej służby na obszarach Imperium
Dalgiru. Jest niezwykle utalentowany i tylko dzięki swym nieprzeciętnym zdolnościom wydostał
się ze swej kryjówki. Jego rodzinnym Strumieniem Czasu jest Axazon.
Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem rękę w kierunku Hrala. Z powodu swojej reakcji czułem się
głupio. To, że głównym przeciwnikiem Taladoru była gałąz ludzkości znana mi jako
Neandertalczycy nie przekreślało wcale ich użyteczności dla Konfederacji. W skład związku
wchodziły trzy wszechświaty, w których ten gatunek dominował. Axazon zdecydowanie
wyróżniał się z tej trójki. Poznałem kilku Axazonarczyków podczas nauki w Akademii i
wszyscy okazali się bardzo miłymi i kulturalnymi ludzmi.
- Proszę mi wybaczyć, Hral Ssaroth - odezwałem się. - Zapewne Dal powiedział panu, że
urodziłem się poza obszarem Konfederacji. Obawiam się, iż nie oduczyłem się jeszcze
wszystkich dawnych nawyków, na przykład dłubania w nosie i wyciągania dziwnych wniosków,
takich Jak przed chwilą .
- Rozumiem - roześmiał się Ssaroth. - Coś w tym musi być, że mój naród żyje tak blisko
Dalgirów. Wcale się nie obraziłem.
Wspięliśmy się z Dałem po kilku schodach i ulokowaliśmy w tylnej części kabiny. Ssaroth
pochylił się nad sterami i po minucie lecieliśmy już wysoko nad zabudowaniami Port Jafty: w
pewnym momencie Dal po patrzył za mnie dziwnie i powiedział:
- Duncan, stary przyjacielu, będziesz teraz musiał być dla mnie wyrozumiały, wiesz o tym?
- Dlaczego?
W ciągu ostatnich dwóch lat, każdą wolną godzinę spędziłem przygotowując ekspedycję w
głąb terytorium Dalgirów. To była ciężka i wyczerpująca praca, ale wreszcie udało się mi to
wszystko zebrać do kupy. I co się stało? Ty, który przebywałeś z kompletnej dziczy i odludzia,
wybrałeś się pewnego dnia na przechadzkę i rozwiązałeś cały problem jednym kiwnięciem
palca.
Nie rozumiem.
Pamiętasz pewną młodą damę nieznanego pochodzenia, którą spotkałeś dziesięć dni temu na
Księżycu? Tak się składa, że ona należy właśnie do rasy produkującej silniki teleportacyjne.,
Masz na myśli Felirę ?
Tak, mam na myśli Pelirę. Jak ty to robisz, że zawsze znajdujesz się w odpowiednim miejscu
i o odpowiedniej godzinie?
Wzruszyłem ramionami.
- To chyba po prostu szczęście. A co z jej bratem ?
Obawiam się, że nie wyżyje. Lekarze stwierdzili bardzo poważne uszkodzenia organów
wewnętrznych.
To niedobrze. Musiała bardzo ciężko to przeżyć.
O wiele ciężej przeżyłem to ja. Te cholerne konowały uspokajały ją prawie przez pół dekady!
Przed trzema dniami nie wiedziałem nawet o istnieniu tych obrażeń. Jeśli dopuściliby mnie do
swojej tajemnicy nieco wcześniej, nie siedziałbym na Księżycu czekając na transportowiec,
tylko przybylibyśmy okrętem specjalnym .
- No to jaka jest ta sensacyjna wiadomość, Dal ?
- Cierpliwości... Wszystko się wyjaśni. Wysłałbym do ciebie list, gdybym nie był tak zajęty i
twoja Felira wprowadziła niezłe zamieszanie do moich planów. Jestem teraz na etapie ich
przeprojektowywania.
Ona nie jest moją powiedziałem dziwiąc się własnej reakcji.
Dal obrzucił mnie wymownym spojrzeniem świadczącym dobitnie, że wie coś o czym ja nie
miałem pojęcia i że wielką radość sprawi mu wyjawienie tej tajemnicy.
- Jest tak mówię powiedział.
* * *
W sali konferencyjnej siedział Dal Corst, niska, tęga kobieta o upstrzonej czerwonymi
plamkami twarzy i poskręcanych w warkoczyki włosach, oraz ja. Kobieta przedstawiła się mi
jako Soufflcar Jouniel, członek ekipy prowadzącej przesłuchania Feliry Transtes.
Fil poinformuje cię o wszystkim. powiedział Dal. Ja muszę uciekać, zbyt wiele
cholernych spraw zwaliło mi się teraz na głowę.
Gdy Dal wyszedł odwróciłem się do kobiety.
Możemy zacząć w każdej chwili rzuciłem.
Jouniel wdusiła przełącznik znajdujący się przed nią pulpicie i światło zaczęło przygasać Po
chwili rozjarzył się holograficzny obraz ukazując naturalnej wielkości nieruchomą głowę Feliry.
Dziewczyna była pod. działaniem narkotyków, albo bardzo głęboko spała.
- Komandor Straty Cors uważa, że powinien pan obejrzeć tylko najważniejszą część naszych
rozmów z obiektem, gdyż na skutek urazu po stracie swego brata większość czasu była pod
działaniem narkotyków. Te które pan zobaczy, wybrano z ponad czterdziestu seansów.
Powiedziawszy to wcisnęła kolejny przełącznik i twarz na ekranie ożyła. Jouniel znajdująca się
poza zasięgiem kamery spytała Felirę o nazwisko.
Felira Rozsif Bax Adelphia Transtas, druga córka Graffara Bax Transtas Dziedzicznego
Dawcy Praw Rodu Transtas i Klanu Rossa. Dziewczyna miała zamknięte oczy, zaś głos był
mocny i dzwięczny.
Jouniel pomanipulowała przełącznikami i scena na ekranie powtórzyła się
Proszę zwrócić uwagę na sposób i dokładność , z jaką wymienia swą genealogię, oraz na
nacisk, jaki kładzie na stanowisko rodziny. Mamy tu niewątpliwie do czynienia ze szczególną
klanów o silnie akcentowanej przynależności rodowej.
Po tej uwadze Jouniel po raz trzeci wyświetliła to ujęcie.
Ukazała się kolejna scena. Felira leżała na wyścielonym stole. Jouniel jak zwykle była poza
ekranem. Nagle. kamera nieco oddaliła się ukazując nagie ramiona i kawałek piersi. Na ekranie
był obrazek podobny do tego, jaki można oglądać na amerykańskich reklamach perfum i
dezodorantów, a moje serce zaczęło bić szybciej.
Jouniel spytała o rodaków Feliry i o Vecka. Dziewczyna poruszyła się przez. Gdy w końcu
zaczęła mówić, słysząc barwę jej głosu nie miałem wątpliwości, że to, co ze chwilę powie,
będzie historią jej rodu .
- Kiedyś (tak zaczynała się opowieść) Syllsinanie byli potężnym, dumnym rodem władającym
swoim światem. Po opanowaniu swojej planety zaczęli z tęsknotą spoglądać ku gwiazdom.
Wtedy nie wiadomo skąd pojawili się ze swymi wielkimi statkami Veckowie i rozpoczęli
regularne rabunki i grabieże. Zdarzyło się to trzysta lat temu. Najezdzcy zabierali wszystko:
maszyny i ludzi. Kiedy ich okręty były pełne łupów, wznosiły się ku błękitnawemu niebu i
znikały. Czarne Statki powracały w ciągu następnego stulecia w przybliżeniu co siedem lat. Za
każdym razem pojawiało się ich więcej i były coraz potężniejsze. Za każdym, razem plądrowano
więcej miast i więcej Sylisjan dostawało się do niewoli. Między kolejnymi najazdami, ci którzy
pozostali, nie mogli robić nic, poza naprawianiem szkód i przygotowywaniem obrony.
Niespodzianie po siedemdziesięciu pięciu latach najazdy ustały i zaczęto odbudowywać
zniszczoną cywilizację. W Sylisji zapanował Złoty Wiek. Ludzie powoli zapominali o
przebytym koszmarze. Z dnia na dzień byli szczęśliwsi, aż do chwili, gdy na niebie, pojawiła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]