s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze.
Zgodziła się, ale czy można zachowywać się normalnie, gdy serce
obumiera, przygniecione strasznym ciężarem? Gdy brak sił? Poruszała się coraz
wolniej, jak staruszka; nawet oddychała z wysiłkiem.
Nadal gotowała, sprzątała, pilnowała dziecka. Z rozpaczą myślała o tym,
że Alice niedługo zacznie mówić, a jej tu nie będzie. Ktoś inny będzie słuchał
- 117 -
S
R
śmiechu Alice i pocieszał ją, gdy się przewróci. Ktoś inny będzie jej czytał
bajki.
Obce ręce podleją ogród i zbiorą to, co ona zasiała. Inna gospodyni
nakarmi spracowanych mężczyzn.
Najgorsza była myśl, że ktoś inny będzie razem z Jackiem siadał na
werandzie i patrzył w usłane gwiazdami niebo, podczas gdy ona wtedy będzie
uczyła się żyć bez ukochanego.
Za każdym razem, gdy dzwonił telefon, ogarniał ją strach, że to
wiadomość z agencji. Bała się chwili, gdy Jack oznajmi, że już nie jest
potrzebna. Dni mijały, nikogo nie znaleziono. Czekanie stało się udręką nie do
zniesienia. Ellie modliła się, by jak najprędzej zgłosiła się odpowiednia
kandydatka.
We wtorek obierała ziemniaki na kolację, gdy do kuchni wszedł Jack.
- Przed chwilą był telefon z agencji - rzekł bez wstępu. - Jest chętna do
pracy. Zwietna kucharka z referencjami, ma około pięćdziesiątki, lubi dzieci.
Ellie nie odrywała oczu od miski. Coś zakłuło ją w mostku. Ból był tak
przejmujący, że zamknęła oczy. Gdy po chwili odezwała się, nie poznała
własnego głosu.
- To dobrze.
- Pracowała już w tych stronach, więc wie, co ją czeka.
- Kiedy przyjedzie?
- Pojutrze.
- Więc to tak...
- Tak.
- Czyli mogę się zbierać.
- Chyba zostaniesz do jej przyjazdu?
Jack chwytał się każdego pretekstu, żeby Ellie została choć trochę dłużej.
- Myślę, że będzie nam łatwiej, jeśli wyprowadzę się wcześniej.
- Czyli już jutro?
- 118 -
S
R
- Chyba tak.
Patrzył na nią oniemiały. Nie mógł uwierzyć, że to ich ostatni wspólny
wieczór. Niby przyjął do wiadomości, iż Ellie go opuszcza, lecz dopiero teraz
zdał sobie sprawę, co to oznacza. Zostawia go! Dom bez niej będzie pusty! Kto
będzie go witał, gdy wróci zmęczony po ciężkim dniu? Przeklinał własną
głupotę i kompletny brak wyobrazni. Grunt usuwał mu się spod nóg...
W tym momencie doznał kolejnego olśnienia. Zrozumiał, że kocha Ellie.
Dlaczego nie uświadomił sobie tego wcześniej? Bezwiednie walczył z
uczuciem, nie chciał przyznać się, że nie może bez niej żyć. A teraz ona go
opuści!
- Ellie...
Odwróciła się i spojrzała na niego pociemniałymi oczami.
- Słucham? Chcesz mi coś wyjaśnić?
Wszystko! - krzyknął w duchu. Kocham cię, a jutro utracę na zawsze!
Ogarnęło go silne pragnienie, aby ją objąć i zasypać pocałunkami, zmusić,
by z nim została. Zacisnął pięści. Pomyślał zrozpaczony, że zrozumienie
własnych uczuć przyszło za pózno i już nic nie da się zrobić. Niepostrzeżenie
dla siebie pokochał Ellie, ale ona usycha z miłości do innego. Wiedział, że
gdyby rzucił się na kolana i błagał, zostałaby ze względu na dziecko. Nie chciał
jednak współczucia. Nie chciał, żeby została z litości.
Chciał, aby została z miłości do niego i pragnęła go tak samo, jak on jej. I
chciał, żeby była szczęśliwa... Być może niedługo znajdzie kogoś
odpowiedniejszego niż ten cały Scott.
- Chciałeś coś powiedzieć?
- A, nic - rzucił oschle. - Już nic.
Po kolacji jak zwykle sprzątali razem, lecz omijali się z daleka. Ostatnio
zawsze tak było. W końcu Jack nie wytrzymał i przerwał milczenie.
- Musimy porozmawiać - rzekł cicho.
- O czym?
- 119 -
S
R
- Skoro już jutro wyjeżdżasz, trzeba omówić parę kwestii praktycznych.
Oczywiście wypłacę ci całą sumę za Waverley, ale nie dam rady od razu.
Załatwianie formalności trochę potrwa, dlatego na razie dam ci zaliczkę.
- Nie chcę żadnych pieniędzy - szepnęła. - Nic od ciebie nie chcę.
- Przecież umówiliśmy się. Jako moja żona masz prawo do alimentów.
Poza tym tak długo zajmowałaś się Alice i domem, a nic za to nie dostałaś.
Ellie pomyślała o pięknych wschodach i zachodach słońca. O Alice,
stawiającej pierwsze kroki. Przede wszystkim zaś o bliskości Jacka. Była
pewna, że wspomnienia z Waverley zachowa do końca życia. Najpiękniejsze
były z nocy poślubnej.
- Dostałam...
- Musisz mieć trochę pieniędzy - upierał się Jack. - Przynajmniej tyle
mogę dla ciebie zrobić. Czy powiedziałaś już rodzicom?
- Jeszcze nie.
Nawet o nich nie pomyślała. Nie była w stanie myśleć o niczym poza tym,
że opuszcza Jacka, Alice i Waverley.
Jack przyjrzał się jej baczniej. Uderzyło go, że wygląda bardzo krucho,
chociaż dumnie uniosła głowę i zdobyła się na blady uśmiech. Pragnął wziąć ją
w ramiona i pocieszyć, lecz tylko zapytał:
- Co zamierzasz robić? Dokąd pojedziesz?
- Nie wiem. - Spuściła oczy, uśmiech zniknął z jej ust. - Nie martw się.
Jakoś sobie poradzę. - Bała się, że się rozpłacze, więc prędko dodała: - Ehem...
pójdę... spakować rzeczy.
Zrobiła dwa kroki. Jack wyobraził sobie, że jutro tak samo odwróci się i
wyjdzie. Tym razem na zawsze!
- Zostań!
- Nie mam siły rozmawiać.
- To nie... ja... proszę cię, nie odchodz ode mnie. Zostań. Nie chcę, żebyś
mnie opuszczała.
- 120 -
S
R
Ellie stała z zamkniętymi oczami. Bała się, że Jack poprosi, aby została ze
względu na dziecko i wtedy nie zdoła mu odmówić.
- Proszę cię. - Podszedł, ale nie ośmielił się jej dotknąć. - Błagam.
- Ale...
Było mu wszystko jedno. Najważniejsze, żeby została, choćby z litości.
Nie przeżyje rozstania z nią.
- Wiem, że chcesz odejść i wiem, że powinienem ci na to pozwolić.
Powinienem milczeć - ciągnął zdeterminowany. - Myślałem, że się na to
zdobędę, ale nie mogę. Zrozumiałem, że nie poradzę sobie bez ciebie.
- Znajdziesz kogoś do pomocy. Alice przyzwyczai się do...
- Ja nie. - Zawahał się. - Jesteś mi potrzebna... bardzo.
- Nie rozstajemy się w gniewie. Będziemy mogli czasem spotkać się jak
starzy przyjaciele.
- Nie chcę twojej przyjazni! - krzyknął. - To za mało. Odwróciła się i
spojrzała na niego wielkimi, zdumionymi oczami.
Czyżby naprawdę niczego się nie domyślała?
- Kocham cię - wyznał wreszcie Jack. Ellie nie wierzyła własnym uszom.
- Wiem, że to nieodwzajemnione uczucie - brnął, aby nie dać jej dojść do
słowa. - Kochasz innego, a ja nie zrobiłem nic, żeby pozyskać twoje względy.
Za prędko uznałem, że zawsze tu będziesz. Egoistycznie wykorzystałem twoją
dobroć, nie odwdzięczając się nawet dobrym słowem. Stworzyłaś mi prawdziwy
dom, opiekowałaś się moim dzieckiem, harowałaś do upadłego. A ja nigdy nic
dla ciebie nie zrobiłem.
- Przecież...
- Najmniejszym gestem nie okazałem ci, ile dla mnie znaczysz. Jak
miałem to zrobić, skoro długo nie zdawałem sobie sprawy z własnych uczuć? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl