s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nigdy nie dowiedziałam się, co Orsana miała zamiar zaproponować wampirowi.
 Szanowne druże zapobiegawczo zdecydowało, że nie ma zamiaru przeciągać swojego
pobytu w karczmie wypełnionej wampirami, i jak jeden mąż rzuciło się ku wyjściu,
wydając z siebie kwiczące i wyjące dzwięki.
Moja towarzyszka ze zdziwieniem rozejrzała się dookoła. Na podłodze kręcił się
drewniany kufel, otwarte drzwi skrzypiały, a z kranika dębowej beczki cienkim
strumykiem sączyło się piwo.
Poza nami w karczmie nie pozostała nawet jedna żywa dusza.
- Genialnie! - Odchyliłam się na oparcie krzesła i kilkakrotnie klasnęłam w dłonie.
- Już wiem, do kogo się zwrócić, gdy nie będzie wolnego stolika.
- Hm, to nie do końca tak miało zadziałać - z pewnym zakłopotaniem przyznała
Orsana, złażąc ze stołu. - Kto mógł wiedzieć, że oni tak gwałtownie zareagują... A może
wszyscy byli wampirami?
- I niby stado wampirów przestraszyło się dwóch dziewczyn? Nie, niestety, byli
ludzmi. Sugeruję możliwie szybką ucieczkę ich śladem, zanim pojawi się tu straż
miejska. Za takie dowcipy możemy trafić do jamy na dwa miesiące albo i dłużej.
Orsana mruknęła coś ze sceptycyzmem, ale uznała, że nie będzie się stawiać.
Złapałyśmy swoje rzeczy z ławy i szybkim krokiem porzuciłyśmy gościnne progi
karczmy. Odwiązałyśmy konie (Smołka akurat kończyła przegryzanie koniowiązu, i to
wyłącznie dla czystej przyjemności, jako że przegryzienie lejców było znacznie prostsze),
zgodnie wskoczyłyśmy w siodła i z miejsca ruszyłyśmy galopem.
Niestety, nasza ucieczka nie przeszła niezauważona.
- Ktoś za nami jedzie - szepnęła Orsana, gdy już zwolniłyśmy do kłusa i
skręciłyśmy w jakąś uliczkę. - Cii - i - i, nie oglądaj się! To strażnik.
- Jesteś pewna?
- Tak. Ma kolczugę. I rudego konia.
- I co z tego?
- Herb Witiagu to rudy lis na złotym tle. I dlatego cała straż ma pozłacane
kolczugi i rude konie.
- Oż leszy! Mam nadzieję, że to nie o twój występ w karczmie chodzi.
- Nie mam pojęcia. Ale jedzie za nami już dość długo.
- Może nasza przewaga liczebna go przytłacza i ma nadzieję na spotkanie z
patrolem?
- Płonne marzenia. Patrole nie zapuszczają się w takie zaułki. Instynkt
samozachowawczy, rozumiesz.
- No to czego on od nas chce?
- Czeka na datek - zasugerowała Orsana. - Chodz, demonstracyjnie wywrócimy
kieszenie, a nuż się odczepi?
- A może spytamy go wprost? - Powstrzymałam kobyłę. Szerokość ulicy nie
pozwalała mi na wykonanie obrotu, póki Orsana mnie nie wyprzedzi, ale w słowniku
Smołki pojęcie  niemożliwe nie istniało. Ignorując możliwe powiązania pomiędzy
naciągnięciem wodzy i komendą  prr! , ruszyła tyłem - z niezmąconym wyrazem pyska i
dokładnie taką samą szybkością jak zwykle, stabilnym, płynnym kłusem. Zanim Orsana
zdążyła zawrócić Wianka, ja już zrównałam się z naszym prześladowcą.
Dokładnie tak, jak podejrzewała Orsana, był to strażnik. Kolczugę co prawda miał
nie złoconą, a z jakiegoś bladozłocistego metalu, ale poza nią mógł poszczycić się
znakiem na prawym rękawie, tarczą z herbem i przydziałowym siodłem ze znakiem stajni
odciśniętym na przednim łęku. Wyglądał na trzydziestkę i robił wcale sympatyczne
wrażenie: regularne rysy twarzy, wysokie czoło, mądre brązowe oczy ze zmarszczkami
od uśmiechu w kącikach, krótkie ciemne włosy, równo przystrzyżona broda i szczoteczka
wąsów.
- Dobry wieczór. - Strażnik skłonił się uprzejmie, kładąc rękę na rękojeści
przytroczonego do siodła miecza. - Mam na imię Rolar. O czym chciały panny ze mną
pomówić?
- Z panem?! Ja pana po raz pierwszy wi... - i w tym momencie najemniczka
urwała, skutecznie porażona czarującym uśmiechem nieznajomego oraz jego nader
imponującymi kłami.
ROZDZIAA CZTERNASTY
O dziwo, jako pierwsza pozbierała się Orsana. - I szo to, wąpierz?! - z jakiegoś
powodu zadała to pytanie mnie, jednocześnie wskazując Rolara palcem.
- Zachodzą pewne podobieństwa... - odparłam ostrożnie.
Rolar wyraznie napawał się naszym zmieszaniem, chowając uśmiech w
sztucznych wąsach - bo wampiry nie posiadały zarostu.
- To co! - spróbował dodać nam nieco odwagi. - Która pierwsza? Moje panny,
wykażcie trochę śmiałości! Samo ugryzienie to przecież drobiazg, a potem już wcale nie
boli!
- Tylko spróbuj dotknąć mnie albo mojej przyjaciółki! - Orsana z grozbą w głosie
zakręciła w powietrzu wyciągniętym z pochwy mieczem. - Stój, gdzie stoisz, strzygo
jedna!
- Zaraz, ja tu chyba czegoś nie rozumiem. - Wampir jedną ręką przygładził włosy,
drugą niby przypadkiem dotknął rękojeści wystającego zza pasa sztyletu. - Wam w końcu
strzyga potrzebna czy wampir?
- Wampir, strzyga, kudłak, jeden leszy! - Orsana opuściła miecz, ale nie śpieszyła
się z wkładaniem go z powrotem do pochwy.
- Piękna panna się nieco myli. Strzyga to podniesiony z grobu nieboszczyk, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl