s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

ponownie na nim. I wtedy Cade również doszedł.
Czuła jego gorące wyzwolenie wewnątrz niej, jak również jego
zęby zaciśnięte na złączeniu jej ramienia. Zadrżał, a jego ręce
trzymały ją tak mocno, jak gdyby nigdy nie chciał jej puścić. Jego
serce galopowało. Mogła to poczuć. Uderzało szybciej niż jej byłoby
do tego zdolne.
Był tak ciepły wokół niej. Ciepły, mocny i solidny. W jego
ramionach była bezpieczna. Nic nie mogło jej skrzywdzić. Nikt. Nie,
gdy była w jego ramionach. Złożył delikatny pocałunek na jej
ramieniu i podniósł swoje ciało, gdy spojrzał na nią w dół.
Nie chciała, by ta chwila dobiegła końca, jeszcze nie. Allison nie
chciała rozmawiać. Nie chciała się martwić o to, co lub kto niedługo
po nich przyjdzie. W tej chwili chciała po prostu udawać, że reszta
świata nie ma znaczenia.
Tylko mężczyzna i kobieta  to było istotne. Nie potwory. Nie
ciemność. Tylko męż czyzna. Złożyła pocałunek na jego klatce
piersiowej. I kobieta. Cade ponownie rozpoczął pchnięcia.
***
42
Nie było jej. Cade wiedział, że jest sam, zanim otworzył oczy.
Aóżko było chłodne. Zapach Allison był słaby, ledwie wisiał w
powietrzu. Nie było jej. Warcząc podniósł się na łóżku. Kobieta nigdy
nie powinna była być w stanie dać mu tyle snu.
Gdyby nie spędził pół dnia na zadawalaniu jej, aż wyczerpany
zapadł w sen, z całą pewnością nie miałaby żadnej cholernej szansy,
aby uciec. Zerwał się z łóżka. Czy ona nie wie, jak niebezpiecznie
tam jest? Potrzebowała go. A on...do cholery, nie zamierza pozwolić
jej uciec od niego. Złapał dżinsy, wciągnął je na siebie, a następnie
złapał słaby ślad jej zapachu w powietrzu. Róż e.
Skoczył do drzwi, otworzył je i rzucił spojrzeniem na ścianę
chaty. Nie wzięła motocykla. To było już coś. Tak więc, złapał ręką
swobodnie wiszące klucze. Odwrócił głowę w drugą stronę i
wpatrywał się w gęstą linię drzew. Za nim rozciągało się pasmo gór.
Poszła sama. Kurwa mać.
Czy ona nie zdawała sobie sprawy? Nie było miejsca, gdzie
mogła pójść  żadnego miejsca, gdzie on za nią nie pójdzie. Raz jej
posmakował i nie mógł pozwolić swojej, małej czystokrwistej odejść.
***
Elsa stała na polanie, uśmiechając się. Jej lustro pokazało jej
właśnie to, co chciała zobaczyć  uciekającą Allison. Allison
przestraszona i zdesperowana. Głupia. Nie w pełni rozumiała, co się
dzieje z jej ciałem. Nie wiedziała o słabości wampirów.
Ale zaraz się przekona. Wampir uciekający za dnia...równie
dobrze może być człowiekiem. Elsa mogła pokonać człowieka w
każdy dzień tygodnia. Była w błędzie sądząc, że Allison była zbyt
silna, by ona nie mogła sama jej pokonać. Może zniszczyć wampira
czystej krwi. Zrobi to.
Elsa uniosła ramiona i zaczęła przywoływać magię. Zaklęcie
ognia było pierwszym, które opanowywał jej rodzaj. Pierwszym i
najpotężniejszym. Płomienie zaczęły się rozprzestrzeniać na drzewa
wokół niej. Ogień skakał z gałęzi na gałąz, biegnąc w las.
43
Wkrótce pożar zakreśli gigantyczne koło, które otoczy
uciekającego wampira. Otoczy Allison i złapie ją w pułapkę. Wtedy
pożar zacznie się zacieśniać do środka. Powoli. Powoli.
Wilk, tak czy inaczej dobrze się spisał. Miał wywabić Allison z
dala od chroniącego ją miasta. Wywieść ją na bezludzie, gdzie będzie
bezbronna. I wkrótce... Wkrótce ogień ją pochłonie. Elsa upewniła się,
że będzie na tyle blisko, by usłyszeć krzyki tej suki.
***
Zapach dymu dosięgnął jej, gęsty, mdły i Allison zamarła. Jej
serce dziko łomotało w piersi, wystarczająco mocno, by wstrząsnąć
nią. Odwróciła się powoli. Dym...dochodził z prawej strony. Allison
mogła zobaczyć ciemne, szare smugi na niebie. Las płonął? Cholera,
to nie mogło być...
Płomienie trzaskały. Ale trzask pochodził zza niej, z prawej
strony. Jej wzrok szarpnął się w kierunku dochodzących dzwięków.
Więcej dymu. Więcej ognia. I wyglądało to, jakby pożar zmierzał
prosto na nią. Nie...nie...
- Allison!
Ryk przypominający jej imię. Ryk wystarczająco głośny, aby przebić
się przez odgłos pożaru.
-Allison!
Cade szedł po nią. Odwróciła się, widząc teraz tylko dym i ogień. Tak
dużo. Tak gęsty. Zaczęła kaszleć. To...nie było w porządku. To
popołudnie chwilę temu było jeszcze w porządku. Czyste. Spokojne.
To ona dziko uciekła i...
-Allison!
Zakrztusiła się, ale udało się jej krzyknąć:
-Cade!
I, och, cholera, czy ten ogień właśnie ją otaczał? Odskoczyła, ledwo
unikając gwałtownego przypływu ciepła. Ogień był teraz tak blisko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl